czwartek, 16 lutego 2017

Rozdział 24.

[*W poprzednim rozdziale*
Wziąłem głęboki wdech zatrzymując powietrze w płucach i próbując usłyszeć co tam się dzieję. Na szczęście nic nie było słychać. Na szczęście lub nie szczęście. Nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka.]

Spojrzałem na puste łóżko. Moje serce zaczęło bić tak szybko, że nie mogłem połapać się w jego rytmie. Spojrzałem szybko pod łóżko. Torba Shus zniknęła. Wybiegłem szybko z sali.
- Gdzie jest pacjentka z tej sali? - zapytałem pierwszą napotkaną pielęgniarkę.
- Nazwisko? - uniosła brew.
- Meldark. - odparłem czując rosnące nerwy. - Shanti Meldark. - dodałem, a starsza Pani spojrzała w jakieś papiery.
- Powinna być w sali. - zmarszczyła brwi. - Nie ma jej tam? - spojrzała na mnie.
- Gdyby była to bym nie pytał. - odparłem oschle. - Jak wy w tym pieprzonym szpitalu pilnujecie pacjentów?! - krzyknąłem i kopnąłem w krzesełko obok mnie.
- Proszę się uspokoić. - powiedziała stanowczym tonem.
- Nie mam zamiaru się uspokajać! - ponownie krzyknąłem i podeszła do nas młodsza pielęgniarka.
- O co chodzi? - spojrzała na mnie mierząc mnie wzrokiem.
- Pacjentka zniknęła. - odparła za mnie ta starsza.
- Bo ktoś nie potrafił jej upilnować. - warknąłem wściekły.
- Jej nazwisko? - spojrzała na starszą pielęgniarkę, a potem znowu na mnie.
- Shanti Meldark. - odparłem próbując się uspokoić.
- Wypisała się godzinę temu na własne żądanie. - powiedziała patrząc na mnie jak na wariata.
- Co? - zapytałem ogłupiały. - Jak to? Był ktoś z nią? - spojrzałem na drzwi od sali Shus.
- Młody chłopak, Twojego wzrostu, może trochę niższy. - skinęła głową. Bez słowa rzuciłem się do biegu i po paru sekundach wybiegłem ze szpitala i zacząłem biec w kierunku swojego domu. Po paru chwilach wpadłem do domu rozwścieczony.
- Luhan? - spojrzał na mnie Byun. Spojrzałem wściekły na niego. - Co się stało?
- Shanti nie ma w szpitalu. - powiedziałem powoli oddychając bardzo ciężko i głęboko.
- Że co? - odezwała się Serine. Spojrzałem na nią. Była cała blada.
- Na milion procent jest pewien, że To Xiumin ją zabrał ze szpitala, bo podobno wyszła na własne żądanie. - uderzyłem z całej siły pięścią w ścianę. Spojrzałem na ścianę i zobaczyłem, że zrobiłem w niej dziurę. Oparłem się dłonią na ścianie próbując w jakikolwiek sposób opanować swoje nerwy.
- Luhan co Ci powiedzieli w szpitalu? - podszedł do mnie D.O.
- Że Shus wyszła na własne żądanie i, że był z nią młody chłopak w moim wzroście lub troszeczkę niższy. - spojrzałem na niego i osunąłem się po ścianie na ziemię. Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Jedyne czego w tym momencie chciałem to dorwać go w swoje ręce i rozerwać na strzępy.
- Musimy pomyśleć nad tym gdzie on mógł ją zabrać. - odezwała się Sisi. - Przecież znaliście go tyle czasu, na pewno wiecie o nim coś co mogło by nam pomóc w odnalezieniu jej. - zacząłem się nerwowo śmiać.
- Mówisz, że znaliśmy go długo? - podniosłem się z nerwami. - A powiedz mi, który z nas wiedział o tym, że on ją kurwa zgwałci?! - wybuchnąłem. - Przez niego Shus była tyle czasu w śpiące, przez niego była taka połamana, przez niego straciła pamięć! - krzyknąłem jej prosto w twarz.
- Stary, uspokój się. - złapał mnie za ramię Kai. Dopiero teraz zauważyłem, że Serine płaczę.
- Boże, przepraszam. - powiedziałem do niej przestraszony tym jak bardzo nad sobą nie panuję. - Serine ja.. Ja nie chciałem.. - zająkałem się.
- Nic nie szkodzi Luhan, rozumiem Cię. - powiedziała uspokajając płacz. Złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie po czym mocno przytuliłem do siebie. - Odnajdziemy ją Sisi, ale musisz mi w tym pomóc. - szepnąłem jej do ucha.
- Jak mam to zrobić? - odszepnęła przytulając się do mnie.
- Opowiem Ci wszystko później, ale chłopacy nie mogą o tym wiedzieć. - pocałowałem ją w głowę i odsunąłem ją od siebie, żeby spojrzeć jej w oczy. - Damy sobie rade, odnajdziemy ją. Całą, żywą i zdrową. - powiedziałem patrząc intensywnie w jej oczy.
- Wierzę Ci Luhan, wierzę Ci. - powiedziała cicho po czym przytuliła się do Kaia. Spojrzałem na resztę.
- Musimy wrócić do naszej starej dormy. - powiedziałem pewnym głosem. Czułem, że jeśli ja tego nie zorganizuję to nikt tego nie zrobi. - Na pewno znajdziemy coś co nam się przyda w odnalezieniu Shus. Musimy jeszcze zadzwonić po Sehuna i skontaktować się jakoś z Chanyeolem, ale w taki sposób, żeby Xiumin o tym nie wiedział. Nie może wiedzieć o tym, że my wiemy, że on ma Shus, a w ostateczności skontaktujemy się z jej bratem.
- Nie ma opcji. - odezwał się Suho.
- Dlaczego? - spojrzałem na niego zdziwiony.
- Przecież on jest psychopatą, on sam ją prawie skrzywdził. - pokręcił głową.
- Właśnie, jest psychopatą, a tylko psychopata zrozumie psychopatę. - spojrzałem po wszystkich. - Musi nam się udać, musi. - powiedziałem cicho tak, że chyba tylko ja to słyszałem. Spojrzałem na Serine. Skinęła mi delikatnie głową na znak, że rozumie. Musimy wszystko sami zorganizować, nie możemy wmieszać w to policji. Jeśli ktoś ma to zrobić to my.
- Damy sobie rade. - powtarzałem to jak mantrę chcąc chyba samemu w to uwierzyć. Usłyszałem dźwięk połączenia. Spojrzeliśmy wszyscy na telefon. Podszedłem do niego powoli, wziąłem głęboki wdech i odebrałem go.
- Tak słucham? - powiedziałem niepewnym głosem. - Kto mówi? - zmarszczyłem brwi. - Nie, nie ma takiej opcji. - spojrzałem na resztę. - Nie! - krzyknąłem i rzuciłem telefonem w ścianę.
- Kto dzwonił? - zapytała Serine.
- Matka Shus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz