środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 22.

*W poprzednim rozdziale*
[- Ej ludzie. Chwila ! – krzyknąłem by uspokoić rozweselonych ludzi. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Co jest? – zapytał Byun.
- Gdzie jest Chanyeol?  - zapytałem.]

- Staraliśmy się do niego dodzwonić. – powiedział Sehun.
- Ale z marnym skutkiem. – dodał Chen.
- Myśleliśmy, że może ty wiesz co z nim, z tego co wiemy, to ty go ostatni widziałeś. – dopowiedział D.O. Westchnąłem i pokręciłem głową. Złapałem się za głowę zastanawiając się co się stało z człowiekiem, który kilkanaście godzin temu próbował mnie zabić.
- Widziałem go wczoraj w parku, nabił mi ładnych parę siniaków. – powiedziałem i wskazałem na swoje oko, które było mocno fioletowe.
- Dlaczego? – odezwał się Suho.
- Długa historia. – westchnąłem.
- Mamy czas. – uśmiechnął się Chen. –Chodźmy do ciebie, napijemy się sake i pogadamy o wszystkim. Dawno się nie widzieliśmy. – objął mnie ramieniem i z uśmiechem na ustach podążyliśmy w stronę mojego domu.

*Pół godziny później*
Siedzieliśmy już wszyscy u mnie w salonie. Nalałem wszystkim sake, tylko sobie zrobiłem herbatę. Jakoś nie miałem ochoty pić teraz, wolałem mieć trzeźwy umysł. Nadal zastanawiało mnie to gdzie podział się Yeol.
- No więc.. – zaczął Baekhyun, a ja na niego spojrzałem.
- Powiesz nam o co chodzi z Yeolem? – zapytał Suho. Wydawał się jakiś ożywiony, bardziej niż dotychczas. Spojrzałem na swoje dłonie.
- Więc chyba pora przypomnieć sobie dawne czasy. – powiedziałem cicho. Uniosłem wzrok na D.O. – Chłopacy, pamiętacie dlaczego rozpadł się nam zespół? – powiedziałem z żalem i ogromnym bólem na wspomnienie dawnych czasów.
- Wolelibyśmy nie pamiętać. – powiedział słabo Lay. Popatrzyłem na niego i znowu spojrzałem na swoje dłonie. – Ale nie da się wymazać z pamięci tego co zrobił Xiumin. – wypowiedział jego imię z największym obrzydzeniem jakie kiedykolwiek od kogokolwiek słyszałem. Na dźwięk tych słów przypomniało mi się wszystko. Shus w szpitalu, te jej wiotkie ciało poranione w tylu miejscach, połamana miednica, złamany nos, połamane obie nogi, te wszystkie operacje, potem jej śpiączka, rozprawa sądowa, koniec zespołu, urwany kontakt. Tamta sytuacja strasznie nas wyniszczyła, a teraz siedzimy tutaj jak gdyby nigdy nic i rozmawiamy sobie, po trzech długich latach rozłąki.
- Kiedy on wychodzi? – zapytał Kai. Wszyscy popatrzyliśmy na niego.
- Mam nadzieję, że nie prędko. – warknąłem. Na myśl, że mógłby znowu zbliżyć się do Shus i po raz kolejny jej coś zrobić wszystkie włosy stawały mi dęba, adrenalina natychmiast obezwładniała moje ciało, serce przyśpieszało, stawałem się agresywny. Oddychałem chwilę głębiej, aby się uspokoić. Gdy już całkowicie się uspokoiłem spojrzałem na Serine.
- Mówiłaś jej coś kiedykolwiek o przeszłości? – zapytałem.
- Nie, obiecałam wam przecież, że nigdy jej nie wspomnę o tym, że jestem jej siostrą. – powiedziała i wtuliła się w Kaia.
- Dobrze, wierzę ci, ale boję się, że ona sobie to wszystko przypomni, wolałbym, żeby ona o tym nie pamiętała. – pokręciłem głową.
- Może lepiej by było gdyby wiedziała. – powiedział cicho Sehun. Spojrzałem na niego agresywnie.
- Zwariowałeś? – wstałem i podszedłem do niego. – Ty  jesteś ułomny czy tylko takiego udajesz? – zapytałem i złapałem go za koszulę. Działo się ze mną coś strasznego, nie umiałem panować nad emocjami.
- Stary. – powiedział Suho i złapał mnie za ramię. – Uspokój się. – powiedział i odciągnął mnie od Sehuna. Popatrzyłem na podłogę, potem na Sehuna. Na szczęście był spokojny, opanowany.
- Przepraszam stary, ale wiesz jak się o nią martwię. – powiedziałem i wyciągnąłem dłoń w jego stronę. Spojrzał na nią, a po chwili zbił mi piątkę.
- Wiem stary, ale zrozum, że my też. Ona jest dla nas jak siostra i uwierz, że nigdy więcej nie pozwolimy by stała się jej jakakolwiek krzywda. – popatrzyłem na niego. Pokiwałem głową i usiadłem z powrotem na swoje miejsce.
- Nikt z nas nie mógł spodziewać się tego, że Xiumin aż tak sfiksuje po tym jak Shus go odrzuci. – powiedział Byun. Razem z Xiuminem byli dla siebie jak bracia, z resztą jak każdy z nas dla siebie, ale u nich to było mocniejsze. Więcej czasu ze sobą spędzali, więcej rozmawiali niż z nami wszystkimi. On odczuł wielki ból z powodu nie tylko tego co się stało Shanti, ale też z tego powodu, że zrobiła to osoba, na której zawsze mógł polegać, której ufał bezgranicznie.
- Chłopacy, chłopacy ! – powiedział Chen przerażonym głosem, aby zwrócić na siebie naszą uwagę, wskazywał na coś. To był telewizor, który włączyłem, aby leciało coś po cichu w tle. W tej chwili na wielkim ekranie widniało wielkie zdjęcie bruneta. Leciały wiadomości. Wziąłem pilot o podgłosiłem telewizor. ‘Na wolność wychodzi sławny członek zespołu EXO, który rozpadł się 3 lata temu, po tragicznym wypadku, który przytrafił się dziewczynie jednego z członków tego ów zespołu. Min Seok wychodzi po 4 letnim pobycie w więzieniu za gwałt i pobicie z okropnym okrucieństwem młodej kobiety Shanti Meldark, która w dniu tego wypadku miała 18 lat. Przez 3 lata leżała w śpiączce, po wybudzeniu się przeprowadziła się do mało znanej dzielnicy. Min Seok, który został skazany na 10 lat pozbawienia wolności, wychodzi już za miesiąc za dobre sprawowanie. Miejmy nadzieję, że już żadna kobieta nie zostanie tak okrutnie potraktowana jak nasza młoda panna Meldark. Dziękuję za wysłuchanie, a teraz prognoza pogody.’
Wyłączyłem telewizor, spojrzałem na wszystkich. Stali w ciszy wpatrując się we mnie. Serine popłakała się, Kai ją mocniej objął. Rzuciłem pilotem o przeciwległą ścianę, który rozpadł się w drobny mak.
- Nie! – krzyknąłem i zrzuciłem telewizor z szafki.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu! ;*

wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 21.

Popatrzyłam na chłopaka, którego przed chwilą nie poznawałam, a teraz? Teraz czuję, że ten chłopak jest dla mnie całym światem. Z moich oczu popłynęły łzy.
- Luhan. – powtórzyłam. Chłopak niepewnie podszedł do mnie. Złapał mnie za moją dłoń.
- To ja was zostawię. – powiedziała Sisi. Nie patrząc na nią, tylko na blondyna kiwnęłam delikatnie głową. Chłopak usiadł obok mnie na łóżku. Nadal trzymając mnie za rękę.
- Jak tylko usłyszałem, że leżysz w szpitalu natychmiast przybiegłem, żeby zobaczyć co z tobą. – powiedział słabym głosem, ale nadal patrząc głęboko w moje oczy.
- Tęskniłam. – powiedziałam słabym głosem i wtedy przypomniało mi się prawie wszystko. To z nim rozmawiałam w swoim mieszkaniu, całowaliśmy się, potem przyszedł ten chłopak, który był tu wcześniej, ale to jest mało ważne.
- Całowaliśmy się. – powiedziałam pewnym głosem.
- Tak. – przytaknął chłopak.
- I jak było? – spojrzałam na nasze splecione dłonie. Blondyn złapał mnie za podbródek i zmusił, abym na niego spojrzała. Wyczekiwałam odpowiedzi, ale on tylko zbliżył swoją twarz do mojej. Musnął delikatnie moje usta, oparł swoje czoło o moje.
- Kocham Cię Shus. Kocham. – poczułam jego ciepły oddech na swojej twarzy. Poczułam jak moje serce przyśpiesza.
- Ja ciebie też kocham. – powiedziałam i poczułam straszne ukłucie w klatce piersiowej. Przyłożyłam mocno swoją dłoń do miejsca gdzie miałam serce. – Luhan. – powiedziałam słabo i zasłabłam.

*Luhan*
- Lekarza ! – krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem układając Shus na plecach. Do Sali wpadła pielęgniarka.
- Co się stało? – zapytała podbiegając do mnie i patrząc na monitory, które były podłączone do Shus.
- Nie.. nie mam pojęcia, złapała się za klatkę piersiową i zasłabła. – powiedziałem przerażony. Wybiegła z Sali, po chwili wracając z lekarzem. Szepnął jej coś na ucho, a mnie wyprowadził z sali.
- Gdzie ją zabieracie? – zapytałem gdy wyjeżdżali z jej łóżkiem z sali.
- Na sale operacyjną, jest jej potrzebna natychmiastowa pomoc. Na szczęście mamy odpowiedniego dawcę dla niej. Wszystko będzie dobrze. – powiedziała i poklepała mnie pocieszająco po ramieniu. Usiadłem załamany na krzesełku w poczekalni i wyciągnąłem telefon. Wykręciłem szybko numer.
- Halo, Shus będzie miała operację. Dzisiaj. Przyjedzcie jak najszybciej. – powiedziałem i nie czkając na odpowiedz rozłączyłem się. Wykonałem jeszcze telefon do Serine, która najszybciej przybyła do szpitala.
- Oh, Luhan. – powiedziała i przytuliła mnie. Miała zaczerwienione i spuchnięte oczy. – Wszystko będzie dobrze. – powiedziała.
- Wiem, muszę być silny. – powiedziałem.

*Kilka godzin pózniej*
Z Sali operacyjnej wyszła pielęgniarka. Podeszła do mnie i do Sisi.
- Z naszą pacjentką jest już wszystko w porządku, wszczepiliśmy jej nowe serce, będzie musiała poleżeć kilka dni w śpiączce, aby je organizm przyjął obcy organ, więc lepiej będzie jak państwo pojadą do domu. – powiedziała z pocieszycielskim uśmiechem i odeszła od nas.
- Ona ma rację. – usłyszałem głos za nami. – Chodźcie, pojedziemy do domu. – odwróciłem się w stronę osób, które stały za nami. Moje oczy naszły łzami. Nie mogłem uwierzyć.
- Chłopacy, tak strasznie tęskniłem. – powiedziałem i przytuliłem się do osób, których nie widziałem ładnych parę lat. Moi bracia. Oni wrócili.
- To co jedziemy do nas ? - zapytał Kai podchodząc do Sisi i łapiąc ją za rękę. Spojrzeli na siebie.
- Tak, jedźmy. - wyszliśmy wszyscy ze szpitala. Byłem już spokojniejszy, ale nadal coś nie dawało mi spokoju.
- Ej ludzie. Chwila ! - krzyknąłem by uspokoić rozweselonych ludzi. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Co jest? - zapytał Byun.
- Gdzie jest Chanyeol? - zapytałem.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 20.

Zdziwiony popatrzyłem na niego, ale w końcu wstałem, podałem mu rękę, ale on nie przyjął mojej pomocy i sam wstał. Popatrzyłem na niego, po czym usiadłem na najbliższej ławce, wyjąłem z kieszeni chusteczki, wyjąłem jedną i podałem paczkę Yeolowi, popatrzył na mnie zdziwiony, ale wziął jedną zaczął wycierać swoje dłonie, ja natomiast wytarłem najdelikatniej jak mogłem nos i resztę twarzy i wyrzuciłem chusteczkę za siebie.
- Nie możesz śmiecić w parku. – powiedział brunet, spojrzałem na niego poirytowany.
- Ty akurat nie powinieneś mi mówić co mogę robić a czego nie. – powiedziałem wściekły.
- Przepraszam cię stary. – powiedział, patrzyłem na swoje buty czekając aż wytłumaczy mi co tu się do cholery przed chwilą stało. – To wszystko przez to co stało się wczoraj. – spojrzałem na niego.
- Stary, to był zwykły pocałunek, nie musiałeś od razu mi całej mordy obijać. – powiedziałem sfrustrowany.
- To ty o niczym nie wiesz. – powiedział szczerze zaskoczony Chan.
- O czym nie wiem? – powiedziałem przestraszony i wstałem z ławki.
- Shus.. Ona.. – głos mu się łamał. – Ona leży w szpitalu. – otworzyłem szeroko oczy i biegiem rzuciłem się w stronę najbliższego szpitala.

*Shus*
Nie mogłam się śmiać, ale przy Serine było to niemożliwe więc co chwile bolały mnie moje poskładane dopiero co żebra. Najwidoczniej starała się odwrócić moją uwagę od tego co się stało.
- Wiesz bałam się. – powiedziała nagle zmieniając temat.
- Czego? – zapytałam zaskoczona.
- Tego, że nie będziesz pamiętać kim jestem. – powiedziała i spojrzała w na swoje splecione dłonie, bawiąc się pierścionkiem na palcu wskazującym.
- Serine, nie będę cię okłamywać. Na początku jak weszłaś, nie poznałam cię. – spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma. – Ale gdy usłyszałam twój głos od razu mi się wszystko przypomniało. Wszystko, naprawdę. To jak mi pomogłaś, jak zabrałaś mnie dosłownie z ulicy i przygarnęłaś do siebie, jak zaproponowałaś, żebym pracowała z tobą, jak wzięłaś nawet na siebie tego dręczącego dupka, mojego sąsiada. – zaśmiałam się. – Nie da się tak łatwo zapomnieć o osobach, które się kocha i którym zawdzięczasz swoje życie. – uśmiechnęłam się pocieszająco jedną dłonią łapiąc ją za przedramię. W jej oczach zobaczyłam łzy. – Ej nie płacz malutka. – powiedziałam.
- Tak bardzo się bałam, że cię stracę. – powiedziała cicho i przytuliła swoją głowę do mojego obolałego brzucha. Zassałam powietrze z bólu. Ona szybko podniosła głowę i przeprosiła.  – Obiecaj, że nigdy więcej mi czegoś takiego nie zrobisz. – powiedziała poważnie. Uniosłam dwa  place do góry.
- Obiecują. – powiedziałam i wtedy znowu usłyszałam pukanie. Spojrzałyśmy na siebie, wzruszyłam ramionami.
- Proszę. – powiedziałam i do mojej sali wszedł mój lekarz. Starszy człowiek, około 60, siwe włosy i bardzo pogodna twarz. Miał jasną cerę, ale nie chorobliwie jasną jak ja.
- Dzień dobry, a raczej dobry wieczór. – uśmiechnął się.
- Dobry wieczór. – powiedziałam, a Serine tylko kiwnęła głową. – Jakieś wieści? – zapytałam delikatnie ściskając jej dłoń. Pan Robinson spojrzał na nasze dłonie i znowu się uśmiechnął.
- Nic strasznego panienko. – spojrzał na mnie tymi swoimi inteligentnymi oczami. – Oprócz jednej. – powiedział patrząc na moje wyniki. Serce mi stanęło. Przełknęłam ślinę.
- Jakiej? – zapytałam słabym głosem.
- Będziesz musiała u nas zostać przez jeszcze pewien czas na obserwacji, bo zauważyliśmy jakieś szumy przy biciu twojego serca, chcemy sprawdzić czy to przez wypadek czy może coś poważniejszego. – jego głos był stonowany i poważny. Moja mina musiała naprawdę być przerażona, bo szybko dodał. – Ale to na pewno nic poważnego. – nie odpowiedziałam nic tylko kiwnęłam głową. W duchu się modliłam, żeby było tak jak mówi. Usłyszałam zamknięcie drzwi, czyli lekarz wyszedł już z sali. Spojrzałam na Serine. Stała w milczeniu i patrzyła się na mnie, wyczekując aż odezwe się pierwsza. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknęłam. Ponowiłam tą czynność, ale w końcu się odezwałam.
- Więc.. Mam chore serce. – powiedziałam  obojętnie. – Wow. Dziwne uczucie.
- Czy Ty nigdy nie potrafisz być poważna? – zaśmiała się Sisi.
- A dlaczego miałabym być poważna? Czy coś się stało? – spojrzałam na nią z rozbawieniem.
- Nie no, skądże. – zaśmiała się i nagle ktoś wparował do sali. Spojrzałam na osobę z blond włosami, która patrzyła na mnie wielkimi oczami. Wydawał mi się znajomy. I wtedy to się stało.
- Luhan. – powiedziałam. 

środa, 6 kwietnia 2016

Rozdział 19.

Miałem już tego wszystkiego dość. Tego, że kolejny raz ją straciłem, tego, że byłem tak blisko od odzyskania jej i wszystko się spieprzyło. Przez niego. Od zawsze się wpieprzał pomiędzy mnie a Shus.
Dobrze wiedział, że jestem w niej zakochany jak idiota, ale pomimo tego próbował mi ją odebrać i w końcu mu się udało. Byłem niesamowicie wściekły, a alkohol w mojej krwi wszystko to jeszcze bardziej podburzał. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wystukałem szybko numer.
- Halo. – usłyszałem zaspany głos z drugiej strony. Ten dupek jeszcze śmie spać, czy on nie wie co się stało z Shus? Miałem ochotę zabić go przez ten telefon, mając przed oczyma widok ich całujących się i przytulonych do siebie, jak para kochanków.
- Masz 10 minut, żeby znaleźć się w parku niedaleko domu Shus. – warknąłem i nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się. Nie mogłem wysiedzieć w miejscu. Chodziłem w tą i z powrotem wyczekując z zniecierpliwieniem konfrontacji ze swoją największą konkurencją.

*Shus*
Gdy pielęgniarka skończyła zmieniać mi opatrunki, nadal obolała położyłam się znowu do łóżka. Włączyłam sobie telewizor, ale nie leciało nic ciekawego więc wyłączyłam go. Odwróciłam głowę w stronę okna, starając sobie przypomnieć cokolwiek sprzed wypadku. Jedyne co pamiętam to, że widziałam się z kimś, wybiegłam chyba ze swojego mieszkania, jakaś rozmowa, wbiegłam na ulicę i bum, przed tym wszystkim i potem całkowita i przerażająca pustka, a potem ten chłopak, który był u mnie dzisiaj. Najgorsze było to, że widziałam w jego oczach wyczekiwanie na to, że jakoś pocieszę go, ale ja nie mogłam go okłamać, że wiem kim jest. Przeraził mnie jego widok, te spojrzenie pełne miłości. On jest dla mnie obcym człowiekiem, chociaż doskonale wiedziałam, że ja znaczę dla niego coś więcej, że jestem kimś więcej niż tylko zwykłą znajomą czy koleżanką. Z moich myśli wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Proszę. – powiedziałam myśląc, że to pewnie lekarz z wynikami po ostatnich badaniach, ale gdy ktoś wszedł do środka i spojrzałam na tą osobę okazało się, że to jakaś dziewczyna. Nawet wysoka brunetka, śliczne brązowe oczy, włosy związane w warkocz. Patrzyła na mnie z wielkim wyrazem współczucia.
- Hej. – powiedziała. Ten głos.. Ja go skądś znam.. I wtedy w mojej głowie jakby pojawiła się znikąd jakaś eksplozja wspomnień z tą dziewczyną. Jej śmiech, uśmiech, wspólne wieczorne seanse horrorów, wspólna praca, obgadywanie klientów, to jak zabrała mnie z ulicy i przygarnęła do siebie, jak pomogła mi ułożyć sobie życie na nowo. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
- Dzięki bogu, Serine. – powiedziałam załamanym głosem.

*Luhan*
Po dziwnym telefonie od Chanyeola szybko wyskoczyłem z łóżka, ubrałem ciuchy, które wczoraj niedbale rzuciłem koło łóżka, ogarnąłem się z lekka. Zabrałem telefon, klucze od samochodu. Zbiegłem na dół.
- Jose wychodzę! – krzyknąłem do swojej gosposi i poszedłem do auta. Wsiadłem do niego, odpaliłem i ruszyłem z piskiem opon. Po blisko 10 minutach znalazłem się przy parku, o którym mówił Yeol. Zaparkowałem, zgasiłem auto, wysiadłem i dość szybkim tempem udałem się w miejsce wyznaczone przez Parka. Już po 300 metrach zauważyłem jego brązową czuprynę włosów, krążył wokół jednej z ławek paląc papierosa. Serce biło mi jak oszalałe. Musiało być naprawdę źle skoro wrócił do palenia. Gdy byłem już blisko niego, odchrząknąłem próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Spojrzał na mnie i wyrzucił resztę papierosa. Jego spojrzenie było pełne bólu i wściekłości. Jego wyraz twarzy był bardzo surowy.
- Myślałem, że rzuciłeś palenie jakieś 5 lat temu. – powiedziałem i podrapałem się w tył głowy. Brunet szybkim krokiem podszedł do mnie. Zaskoczony jego reakcją nawet nie zauważyłem kiedy podniósł rękę i się zamachnął, dopiero gdy poczułem ostry i przenikliwy ból w nosie zrozumiałem co się stało. Natychmiast złapałem się za obolałą część mojej twarzy.
- Złamałeś mi nos debilu. – powiedziałem patrząc na zakrwawioną dłoń.
- Zabiję cię! – krzyknął brunet i powalił mnie na ziemię. Zaczął okładać moją twarz. Czułem tylko kolejne uderzenia, starałem się zwalić go z siebie. Miałem już delikatnie ciemno przed oczami, ale udało mi się przewrócić go i przygwoździć do ziemi. Usiadłem na nim okrakiem unieruchamiając mu ręcę i nogi.
- Czego ty kurwa chcesz ode mnie? – zapytałem wściekły. Plunąłem w prawą stronę pozbywając się metalicznej krwi z ust. Brunet szarpał się wściekły.
- Złaź ze mnie! – krzyczał. To nie była by mądra decyzja z mojej strony.
- Niby po co? – zapytałem wściekły. – Po to, żebyś znowu zaczął mi twarz obijać? – warknąłem.
- Nie, chce pogadać. – powiedział zmieniając całkowicie swój ton i wyraz twarzy. 

sobota, 26 marca 2016

Rozdział 18.

*Chanyeol*
Wszystko to działo się jakby w zwolnionym tempie. Czyjś krzyk. Pisk opon. Zaledwie parę sekund zajęło mi przeciśnięcie się przez tłum ludzi. Wolałbym nie widzieć tego co zobaczyłem. Jej ciało upadające na ziemię, wzrok błagający o ratunek, jej głowa uderzająca o ziemię jak piłka kauczukowa. Dźwięk łamiących się kości, popchnąłem kilkoro ludzi, by do niej podbiec. Upadłem koło niej na kolana. Podniosłem jej głowę. Przytuliłem ją do siebie i zacząłem płakać. Ktoś krzyczał, żeby wezwać pogotowie. Nie zwróciłem nawet uwagi na to, że kierowca samochodu, który uderzył w Shus uciekł z miejsca zdarzenia. Wokół panowało straszne zamieszanie. Ludzie przekrzykiwali się wzajemnie, ktoś wszystkich uspokajał, ktoś krzyczał, że jedzie już karetka. A ja? Klęczałem z zakrwawioną Shus, trzymając jej głowę na kolanach i kołysząc się w przód i w tył i mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
- Shus. Shus, zostań ze mną. Nie odchodź, nie zostawiaj mnie. - mówiłem urywanym głosem. Płakałem jak dziecko. Bałem się, że znów ją stracę. Nie chciałem tego. Wiedziałem, że jeśli stracę ją po raz kolejny, nie będę już miał sensu życia. Nagle usłyszałem wycie karetki. Moje serce, które już i tak waliło jak oszalałe, w tym momencie chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. Nie zwracałem nawet uwagi na ból, który był coraz mocniejszy.
- Proszę pana. - usłyszałem i poczułem dłoń na swoim ramieniu. Nie podniosłem wzroku na osobę, która stała przede mną. - Proszę pana, musi pan ją puścić, abyśmy mogli zabrać ją do szpitala. - natychmiast spojrzałem na człowieka, który do mnie mówił. Był to ratownik. Kiwnąłem delikatnie i położyłem głowę Shus na ziemi najdelikatniej jak mogłem. Ratownicy od razu się nią zajęli. Kazali mi się od niej odsunąć. Nie chciałem, nie podniosłem się nawet. Ktoś starał się odciągnąć mnie na siłę, wyszarpnąłem się, ale osoba, która mną szarpnęła była bardzo uparta. Podniosła mnie i wtedy zobaczyłem kto to.
- Jest puls? - usłyszałem pytanie i od razu skierowałem swój wzrok na ratowników. Jeden z nich trzymał dwa palce na szyi Shus, tuż pod linią szczęki. Ta chwila była najdłuższą ze wszystkich w moim życiu.
- Tak jest. - odpowiedział ratownik, który klęczał przy Shus, a z mojego serca jakby spadł kamiń. - Zabieramy ją. - powiedział i delikatnie położyli Shus na noszę, które podnieśli i wprowadzili do karetki.
- Czy mogę jechać z wami? - zapytałem słabym głosem, patrząc z nadzieją na ratowników.
- A kim pan jest dla poszkodowanej? - zapytał ze współczuciem jeden z nich.
- Jestem jej chłopakiem. - powiedziałem patrząc na ziemię. Usłyszałem długi wydech.
- Niech pan wsiada. - powiedział ratownik, a ja na niego spojrzałem.
- Dziękuję. - powiedziałem i wsiadłem razem z nim do Shus.
Czekałem kilka godzin na to, aby porozmawiać z lekarzem. Poszedłem z lekarzem do gabinetu. Biel i zieleń ścian sprawiła, że musiałem usiąść z natłoku szpitalnej atmosfery. Lekarz usiadł za swoim biurkiem i rozłożył kartę pacjenta.
- Z pańską dziewczyną jest nie najlepiej. - zaczął - Część czaszki została już zrekonstruowana. 3 prawe żebra są połamane, no i dochodzi jeszcze złamanie prawej ręki i przemieszczenia miednicy.
Wpatrywałem się w lekarza i dziwiłem, że Shus przeżyła z tak wieloma obrażeniami.
- Jest przytomna ? - zapytałem. Miałem wrażenie, że przerwałem mu w najważniejszym momencie.
- Tak. - potwierdził - Podaliśmy jej silne leki uspokajające i przeciwbólowe. Jej stan jest na prawdę ciężki.
- Mogę ją zobaczyć ? - spytałem. Lekarz nie wyglądał na zadowolonego.
- To nie będzie miły widok, w okół pacjentki jest mnóstwo aparatury.
- Dam radę. - odpowiedziałem pewny siebie.
- Proszę jej nie przemęczać i nie być tam dłużej niż 5 do 10 minut, Pańska dziewczyna musi odpoczywać.
- Dobrze. - uścisnąłem dłoń lekarza i czym prędzej pobiegłem do jej sali.
Gdy tylko przekroczyłem drzwi, mój wzrok powędrował na Shus. Lekarz nie mylił się co do miłego widoku. Połowę jej ciała pokrywały bandaże, w około łóżka stało pełno ekraników, monitorujących jej stan zdrowia. Podszedłem bliżej. Jej głowa była zwrócona w stronę zasłoniętego okna. Odchrząknąłem. Jej oczy wpatrzyły się wprost we mnie. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Dziewczyna zmarszczyła brwi i czoło, wykrzywiając się.
- Kochanie. - wyszeptałem. Shus nie zareagowała.
- Kochanie ? - powtórzyła po mnie. Zdziwiłem się i podszedłem bliżej.
*Shus*
Wpatrywałam się w chłopaka, który stał już bliżej łóżka. Wysoki brunet z ciemnymi oczami. Na jego twarzy można było zauważyć zmęczenie i zdezorientowanie. Miałam wrażenie, że chłopak przyszedł tutaj z jakiegoś konkretnego powodu. Mimo tego nie mogłam rozpoznać jego twarzy. Wysiliłam się i sięgając wgłąb mojej pamięci, zaczerpnęłam głęboki oddech.
*Chanyeol*
- Jak się czujesz ?
- Kim jesteś ? - zapytała. Jej słowa odbiły się echem w mojej głowie. Moje serce zabiło mocniej, po czym mentalnie pękło.
- Shus, proszę cię, nie mów, że mnie nie pamiętasz. - poprosiłem. Chciałem myśleć, że to co powiedziała, to żart.
- Proszę, idź stąd. Nie wiem kim jesteś, a czuję się niepewnie.. - przerwała - Wyjdź.
Odwróciłem się i wyszedłem wściekły ze sali. Pojechałem do najbliższego baru i zamówiłem kilka piw. Rozpamiętywałem to do czego doszedłem zanim Shus miała ten wypadek. Jak kolejny raz ją odzyskałem i znów straciłem. Upiłem łyk z czwartego kufla. Wróciłem do samego początku. Po raz kolejny mi się nie udało. Odłożyłem pusty kufel na stolik i zataczając się wyszedłem z napełniającego się ludźmi baru. Skierowałem się w stronę parku, w którym pierwszy raz ujrzałem Shus po długim czasie. Chciałem ostatni raz powspominać to co mnie z nią łączyło.
-----------------------
edit: ffpart (link)

czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 17.

Oderwałam się od chłopaka. Spojrzałam na niego i szybko wysiadłam z auta. Pobiegłam w stronę klatki schodowej. Wbiegłam na piętro na którym mieszkałam, otworzyłam z impetem drzwi i zatrzasnęłam je. Oparłam się o nie, schowałam twarz w dłonie i popłakałam się. Usłyszałam szybkie kroki na schodach, moje serce przyśpieszyło. Pomyślałam wtedy, że to Chanyeol, usłyszałam pukanie. Nie odezwałam się. Znowu pukanie, a ja nadal nic się nie odzywałam. Uderzenie w drzwi. Przestraszona podskoczyłam i zasłoniłam swoje usta dłonią, żeby nie wydać żadnego dźwięku.
- Shus! - usłyszałam. - Otwórz te cholerne drzwi! - to nie był głos Yeola.

*Serine*
Popatrzyłam na chłopaka. Znowu się rozpłakałam. To co ten chłopak ze mną robił było nie do pomyślenia. Nigdy w życiu tak się nie zachowywałam, a teraz? Jego uśmiech, głos, nawet zapach sprawiają, że czuję w brzuchu motyle, a w tej chwili nie mogłam uwierzyć w to co on powiedział.
- Powtórz to. - powiedziałam. Chłopak uśmiechnął się.
- Kocham cię. - powiedział z uśmiechem.
- Jeszcze raz. - to tak pięknie brzmiało.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię. - zaśmiał  się. Widziałam w jego oczach iskierki radości. Nie mogłam się powstrzymać. Uśmiechnęłam się.
- Powiedz to jeszcze raz, błagam. - powiedziałam z szerokim uśmiechem. Byłam taka szczęśliwa.
- Kocham cię Serine. - Kai wstał ze mnie. Podbiegł do okna, otworzył je. - Kocham Serine, jest tylko moją kobietą i nikt ma się do niej nie zbliżać! - wykrzyczał przez okno. Odwrócił się w moją stronę. Moja radość wypełniała cały pokój, jak nie cały dom. Podniosłam się i podbiegłam do niego. Rzuciłam mu się na szyję. Pocałowałam go. Objął mnie w talii. Podniósł do góry. Oderwał swoje usta od moich. Popatrzył mi w oczy.
- Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. - uśmiechnęłam się. Kai postawił mnie na podłodze.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jaka radość i szczęście w tej chwili mnie przepełniają. - te słowa były jak miód na moje serce. W końcu poczułam, że mogę być szczęśliwa. Czułam się niesamowicie, ale niestety tą chwilę przerwał dzwoniący telefon bruneta. Oboje równocześnie na niego spojrzeliśmy.
- Niech dzwoni. - powiedział do mnie chłopak, nadal mnie obejmując.
- Odbierz, może to coś ważnego. - uśmiechnęłam się. Popchnęłam go lekko w stronę szafki na której leżał jego telefon. - No już, odbierz. - puściłam mu oczko.
- No już dobrze. - uniósł ręce w górę w znaku poddania się. Podszedł bliżej szafki, podniósł telefon. Spojrzał na numer i potem na mnie. Jego mina nie była już taka radosna. Przestraszyłam się. Kai przejechał ręką po włosach i odebrał telefon.
- Halo. - powiedział poważnym głosem. - Dzisiaj? Dobrze, będziemy. - powiedział niskim głosem i rozłączył się. Spojrzał na mnie.
- Stało się coś? - zapytałam z poważną miną, krzyżując ręce na piersiach. Chłopak uśmiechnął się tylko. Podszedł do mnie i złapał moją dłoń.
- Poznasz dzisiaj moich braci. - jego uśmiech był delikatny, ale i pełen zdenerwowania.
- To ilu ty ich masz? - starałam się rozładować jakoś atmosfere.
- To nie są tacy rodzeni bracia. - sprostował. - Wiążę z nimi najwspanialsze wspomnienia z dzieciństwa. W pewnym momencie nawet zastępowali mi moją rodzinę gdy zostałem całkowicie sam. Na pewno Shus opowiadała ci, że mieliśmy zespół. Rozpadł się przez jedno nie porozumienie i od tamtego momentu nie mieliśmy ze sobą kontaktów. I dzisiaj, po 3 latach mamy spotkać się ponownie. Wszyscy razem. - jego uśmiech zbladł. Puścił moją dłoń i oparł się o parapet. Nie chciałam drążyć tematu. Podeszłam do niego od tyłu. Objęłam go w talii i przytuliłam się do jego pleców.
- Będzie dobrze. - powiedziałam spokojnym głosem.
- Musi być. - powiedział nie odwracając się do mnie.

*Shus*
- Shus, otworzysz te drzwi czy mam je wyważyć? - osoba za drzwiami była naprawdę zdenerwowana, ale gdy po głosie rozpoznałam, że to nie Yeol mój strach ze mnie uleciał. Wstałam i nie patrząc przez wizjer po prostu otworzyłam drzwi. Chłopak wszedł do środka, nie oczekując nawet tego czy go zaproszę do środka. Poszedł kawałek dalej niż ja stałam. Zamknęłam drzwi, wzięłam głęboki wdech. Odwróciłam się w stronę chłopaka, który stał do mnie plecami. Widziałam po jego ruchach, że ciężko oddycha, był zgarbiony. Skrzyżowałam ręce na piersiach, a on wziął głęboki wdech, prostując się przy tym. Po paru sekundach odwrócił się w moją stronę. Ostatnio jego twarz widziałam jakiś tydzień temu. Zrobiło mi się źle. Wiedziałam, że nie powinnam była go wpuszczać do środka, że to może się źle skończyć, ale gdy tylko usłyszałam jego głos za drzwiami poczułam dziwne ukłucie tęsknoty za nim. Za jego dłońmi, za jego ramionami wokół mnie. Za jego zapachem, za jego obecnością. Patrzyliśmy chwilę w swoje oczy. Nagle poczułam pragnienie pocałowania go. Było tak silne, że ledwo udawało mi się je powstrzymywać. Jednak nie musiałam dłużej tego robić. Chłopak szybko i pewnie podszedł do mnie. Wplótł swoją dłoń w moje włosy i mocno przycisną swoje usta do moich. Objęłam go w szyi. To był naprawdę mocny pocałunek. Z taką siłą przyciskaliśmy swoje ciała wzajemnie, że brakowało mi już powoli tchu. Gdy jednak moje płuca bardzo tęskniły za tlenem, oderwałam się od chłopaka na tyle, na ile pozwoliły mi jego ramiona. Popatrzyłam mu w oczy. Nie mogłam dłużej tego znieść. Przytuliłam swoją głowę do jego klatki piersiowej, a z moich oczu delikatnie połynęła jedna łza.
- Tęskniłem, wiesz? - zagadał chłopak, jedną ręką obejmując mnie w talii, a drugą głaszcząc moje włosy. Chciałam mu powiedzieć prawdę, że ja też za nim tęskniłam, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Usłyszałam otwieranie drzwi. Zapomniałam zamknąć je na klucz. Oderwałam się delikatnie od chłopaka i spojrzałam w stronę drzwi. Stał tam Chanyeol.
- Chan, ja.. - nie zdążyłam dokończyć, brunet szybko odwrócił się i wybiegł z mieszkania. Chciałam za nim pobiec, lecz dłoń chłopaka zacisnęła się na moim nadgarstku. Spojrzałam na niego.
- Nie idź za nim. Daj mu to wszystko przemyśleć. - powiedział, a jego dłoń mocniej zacisnęła się na moim nadgarstku.
- Nie, nie chce go stracić! - krzyknęłam. - Puść mnie! - chłopak nie puszczał, nawet na mnie nie patrzył. - Puść mnie do cholery! - uderzyłam go w twarz. Spojrzał na mnie, wyrwałam mu swoją rękę i wybiegłam z mieszkania, po drodze łapiąc tylko kurtkę. Zbiegłam po schodach, wybiegłam z klatki schodowej, spojrzałam w lewo, nic, po prawo widziałam parę osób, ale i brązową czuprynę chłopaka, który biegł. To był Park. Pobiegłam za nim. Skręcił w prawo. W jakąś ślepą uliczkę, zwolniłam trochę. Poszłam za nim. Skręciłam w tą samą uliczkę. Znalazłam go skulonego za jakimś kontenerem. Podeszłam do niego. Nogi miał podciągniętę do siebie. Łokcie oparte o kolana, a dłońmi trzymał, a raczej szarpał się za włosy.
- Channie. - powiedziałam, brunet nawet na mnie nie spojrzał. - Chan, ja.. - chciałam dokończyć to zdanie, ale gdy spojrzał na mnie zobaczyłam jego czerwone oczy od płaczu. Wiedziałam, że to przeze mnie. Nie dawałam już sobie z tym rady. Uciekłam stamtąd, a z moich oczu płynęły łzy. Chciałam przebiec przez ulicę, usłyszałam tylko 'uważaj samochód!', potem pisk opon. Silne uderzenie w moje ciało i dźwięk łamanych kości, potem poczułam upadek i ciepło rozchodzące się po moim ciele, Wstałam ostatkami sił. Spojrzałam na tłum ludzi i na chłopaka, który mi się przyglądał i zaczął biec w moją stronę.
- Przepraszam. - powiedziałam i poczułam jak uderzyłam głową o ziemię.

poniedziałek, 7 marca 2016

Rozdział 16.

*Kai*
- Kocham Cię Kai. - powiedziała Serine. Popatrzyłem głęboko w jej oczy. Przestraszyłem się gdy to usłyszałem, ale gdy dłużej o tym myślę wiem, że to jest słuszne, że tak powinno być. Serine i ja zasługujemy na prawdziwą miłość i wiem, że ona może dać ją mi, a ja jej. Widziałem wyczekiwanie w jej oczach. Czułem bicie jej serca poprzez przyciśniętą jej klatkę piersiową do mojej. Skarciłem siebie w środku, że nie potrafię od razu na to odpowiedzieć. Oczy brunetki nagle zaszły łzami. Odsunęła się ode mnie, odwróciła plecami, twarz schowała w dłoniach. Wiedziałem, że boli ją to, że nie potrafię jej normalnie odpowiedzieć co do niej czuję.
- Serine. - powiedziałem słabym głosem, dotknąłem jej ramienia. - To nie tak. - odwróciła się w moją stronę, po jej policzkach płynęły łzy.
- A jak? - zapytała, ale wiedziałem, że nie oczekiwała ode mnie wyjaśnienia. - Wiesz Kai, na codzień jestem twardą i zimną suką, chłopaków zlewam, żaden jakoś za bardzo mnie nie interesuję, ale ty.. Z tobą jest inaczej. Działasz na mnie tak jak od dawna nikt nie potrafił. Gdy cię widzę moja skorupa zimnej suki pęka, a ze środka wychodzi drobna, delikatna i wrażliwa Sisi, którą starałam się ukryć jak tylko mogłam. - wzięła głeboki wdech. - Pokochałam cię chociaż tego nie chciałam. Broniłam się przed tym jak tylko mogłam, bo wiem, że mnie nie kochasz, że kochasz Shus, ale po dzisiejszym zajściu, po tym jak powiedziałeś, że jestem twoją kobietą, myślałam, że coś do mnie poczułeś. - spuściła wzrok na ziemię. - Ale jednak się myliłam. - znów spojrzała na mnie, jej oczy były czerwone od łez. Podszedłem do niej, dotknąłem delikatnie jej policzka i starłem jej łzy. - Kai, proszę cię.. - pocałowałem ją. Zassałem zachłannie jej wargi. Ona wplotła swoje palce w moje włosy, pociągnęła mnie za sobą, póki nie uderzyła plecami o ścianę. Złapałem ją za tyłek, podniosłem ją do góry, a ona owinęła swoje nogi wokół moich bioder. Nie puszczając jej nawet na chwilę, zajęci pocałunkiem, zajęci sobą weszliśmy, a raczej ja wszedłem na schody niosąc Serine na rękach. Podszedłem do drzwi od jej sypialni i lekko je pchnąłem, wszedłem do środka, nogą zatrzaskując drzwi. Położyłem ją na łóżku. Pocałowałem jej szyję i zrobiłem delikatną malinkę. Zjechałem z pocałunkami na linię dekoltu.
- Kai. - powiedziała urywanym głosem Sisi. Oderwałem się od niej. Spojrzałem jej w oczy. - Nie rób tego z litości. - powiedziała nie patrząc na mnie.
- Sisi. - złapałem ją za brodę i zmusiłem by spojrzała na mnie. Gdy widziałem jej głębokie brązowe oczy, wymiękłem, już wiedziałem. Byłem pewny.
- Kocham cię Serine. Po prostu cię kocham. - powiedziałem na jednym wydechu.

*Shanti*
Byliśmy już pod moim domem. Chciałam wysiąść z auta. Chanyeol złapał mnie za nadgarstek. Z uśmiechem spojrzałam na niego, ale jego mina była poważna.
- Stało się coś? - zapytałam zmartwiona. Chłopak, który wcześniej nie patrzył na mnie, tylko na kierwonicę, spojrzał w moje oczy. Przestraszyłam się tego spojrzenia. Może to chodzi o to, o czym rozmawiał z D.O. - pomyślałam. Yeol nie odzywał się. - Channie, powiesz co się stało? - zapytałam siadając bardziej odwróconą w jego stronę.
- Shus. Nie wiem jak mam ci to powiedzieć. - zaczął chłopak powoli i spokojnie, leczy było można wyczuć, że jest zdenerwowany.
- Chan, błagam cię, nawet nie próbuj mnie straszyć. Powiedz normalnie i od razu o co ci chodzi. - powiedziałam z powagą.
- Nie chcę cię straszyć. - próbował wysilić się na uśmiech, ale nie wyszło mu to,
- No więc o co chodzi? - zapytałam i spojrzałam na jego dłoń, która trzymała mój nadgarstek. Brunet powędrował za moim wzrokiem i lekko się uśmiechnął, wyglądał słodko.
- Chodzi o to, że.. - moja komórka zawsze dzwoni w nieodpowiednim momencie.
- Przepraszam cię. - powiedziałam, wyjęłam telefon szybko z torebki. Spojrzałam na numer, nieznany. - Halo. - powiedziałam odbierając telefon. Głucha cisza. - Halo? - zapytałam trochę głośniej, może ktoś miał problemy z głośnikiem. - starałam sobie to jakoś wyjaśnić, ale po drugiej stronie nadal odpowiadała mi tylko cisza. - No cóż. - powiedziałam i rozłączyłam się. - Więc co chciałeś mi powiedzieć? - zapytałam ponownie patrząc na chłopaka, który uważnie mi się przyglądał. Uśmiechnęłam się. - Czemu mi się tak przyglądasz? - zapytałam.
- Ponieważ nie mogę nadal w to uwierzyć, że cię odzyskałem. - powiedział Yeol, a w jego oczach zauważyłam łzy.
- Ej, tylko mi się tu nie rozklej. - zaśmiałam się głośno.
- Spokojnie, faceci nie płaczą. - zaśmiał się brunet.
- Więc powiesz mi co chciałeś mi powiedzieć? - nadal drążyłam ten sam temat. Park wziął głęboki wdech.
- Poznasz dzisiaj kogoś. - powiedział i spojrzał się przez przednią szybę. - A raczej spotkasz starych znajomych sprzed paru lat, których dawno nie widziałaś i być może nie pamiętasz. - spojrzał na mnie. - Jeśli nie chcesz możemy to przełożyć na kiedy indziej. - pośpiesznie powiedział chłopak. Jeszcze raz spojrzałam na nasze dłonie. Uśmiechnęłam się, splotłam nasze palce. Brunet popatrzył na nasze dłonie, potem na mnie pytająco.
- Chętnie poznam, znaczy przypomnę sobie jeszcze kogoś z mojego poprzedniego życia. - Yeol uśmiechnął się słabo. Wiedziałam, że nie jest zadowolony z tego pomysłu. - O co tak naprawdę chodzi? - zapytałam. Chłopak spojrzał na kierownicę, potem na mnie.
- Boję się. - głęboki wdech. - Po prostu boję się, że będzie to dla ciebie zbyt dużo i znów odejdziesz. - jego wzrok strasznie mnie przytłaczał.
- Nie odejdę. - powiedziałam od razu. - Nie chcę po raz kolejny stracić całe swoje życie, a dzięki wam, dzięki tobie odzyskuję cząstkę siebie, swoje wspomnienia. Niczego więcej od życia nie chcę i nie potrzebuję, wystarczy mi, że mam was. - chłopak popatrzył na mnie, dopiero teraz zauważyłam, że po jego policzkach popłynęły łzy. Zbliżyłam się, żeby wytrzeć te łzy, a on to wykorzystał i pocałował mnie.  Z taką siłą i z takim uczuciem jakiego nigdy nie zaznałam. Przytłoczyło mnie to, bo nie mogłam dać mu tego samego, nie mogłam odwzajemnić jego uczuć z taką mocą, z jaką on kocha mnie, ale pomimo tego zamknęłam oczy i oddałam się temu pocałunkowi.

niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 15.

Poranek. Obudził mnie zapach świeżo zaparzonej kawy. Leżałam na prawym boku, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam twarz uśmiechniętego Chanyeola z tacą w ręku.
- Dzień dobry. - powiedział z uśmiechem. Odłożył tacę na stolik i dał mi buziaka w policzek. Uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam i podniosłam się. Oparłam się plecami o oparcie od łóżka. Chłopak podał mi jedzenie i usadowił się z drugiej strony obok mnie. Widok uśmiechniętego Yeola, sprawiał, że moje serce szalało z radości. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Wiedziałam, że go nie kocham, ale to uczucie, które towarzyszyło mi gdy na niego patrzyłam było nie do opisania.
- Smakuje? - zapytał uśmiechnięty brunet. Musiał być świeżo po kąpieli, bo z jego brązowych loków kapała jeszcze woda.
- Tak. - powiedziałam biorąc kolejny kawałek naleśnika do buzi. Uśmiechnęłam się do Yeola. Widać było, że jest szczęśliwy.
- Ykhym. - usłyszeliśmy od strony drzwi. W drzwiach stał Kyungsoo. Na widok jego uśmiechu zrobiło mi się ciepło na serduszku.
- Witaj Kyung. - uśmiechnęłam się. Wskazałam mu ręką, żeby usiadł obok mnie.
- Nie, ja tylko na chwilę i w dodatku do Chana. Można Cię prosić? - spojrzał na bruneta. Zdziwiona przełknęłam przeżutę już jedzenie. Yeol spojrzał się na mnie.
- Idź. - powiedziałam spokojnie i z uśmiechem na twarzy. Chłopacy wyszli na korytarz przymykając drzwi. Kłóciłam się wewnętrznie czy podsłuchać czy nie. Jednak ciekawość wzięła górę. Odłożyłam po cichu talerz na bok, podeszłam delikatnie pod drzwi. I próbowałam coś usłyszeć.
- Nie za szybko? - słyszałam zdenerwowany szept Parka.
- Moim zdaniem to odpowiedni czas. Zwłaszcza jeżeli mnie rozpoznała wczoraj. - powiedział cicho D.O.
- A jeżeli się przestraszy? Nie możemy jej kolejny raz stracić. Ja nie mogę. Nie poradzę sobie z tym. - powiedział zły Yeol
- Ciszej. - szepnął Kyungsoo. - To najwyższa pora. Po drugie chłopacy są już w hotelu, czekają tylko na mój telefon. - cisza. Można było wyczuć napięcie jakie panowało na korytarzu. Chan najwyraźniej zastanawiał się co zrobić. Ale jacy chłopacy? I czego miałabym się przestraszyć? - pomyślałam.
- Niech będzie. - słychać było w głosie, że Yeol niechętnie się na to 'coś' zgodził. Usłyszałam głęboki wydech. To D.O wypuścił powietrze.
- Cieszę się, że twoja odpowiedź jest taka. - słychać było ulgę w jego głosie. - Ty tęskniłeś za nią. Więc wyobraź sobie, że reszta chłopaków też. - powiedział spokojnie D.O.
- Tylko, że to ja z nią byłem przez 2 lata, a nie reszta chłopaków. - powiedział złym głosem Yeol.
- Dobra, nie denerwuj się, stary. - Kyungsoo próbował panować nad sytuacją, nie za bardzo mu to wychodziło.
- Dobra, wiesz co? Jeżeli ona ucieknie, zamorduję cię. - wysyczał Chan. - Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - usłyszałam, że chłopak odwraca się, więc natychmiast wskoczyłam do łóżka. Wzięłam jedzenie i szybko dokończyłam ostatniego naleśnika. Gdy żułam ostatni kawałek naleśnika Channie wszedł do pokoju z ponurą miną, lecz gdy zobaczył, że mu się przyglądam od razu zmienił wyraz twarzy na uśmiech.
- Stało się coś? - zapytałam jak gdyby nigdy nic. Chłopak chwilę się zastanawiał.
- Nic poważnego. - odpowiedział po chwili.
- A, no okay. - odpowiedziałam z uśmiechem. - Co dzisiaj robimy? - zapytałam. Byłam podekscytowana, a zarazem przerażona tym co usłyszałam z rozmowy chłopaków. Jak na razie wywnioskowałam tyle, że z Chanyeolem byłam 2 lata i, że mam kogoś poznać. To było dziwne. Dlaczego Yeol nie powiedział mi o tym, że byliśmy razem? - zapytałam sama siebie. To była główna rzecz, która zaprzątała mi myśli.
- Może wybierzemy się gdzieś dzisiaj? - zaproponował Channie.
- Chętnie. - wstałam z łóżka dając mu do ręki pusty talerzyk i szklankę po soku. - Ty posprzątaj, a ja idę się wykąpać. - zaśmiałam się. Dałam mu buziaka w policzek i pobiegłam do łazienki. Przypomniało mi się, że przecież nie mam tu żadnych ciuchów. Wychodząc z łazienki chciałam krzyknąć z pytaniem czy ktoś zawiezie mnie do domu.
- Ja Cię zawiozę! - usłyszałam krzyk Yeola. Ten chłopak znał każdy mój ruch. Zaśmiałam się głośno.
- To na co czekasz? - krzyknęłam w jego stronę odwracając się w stronę schodów, a on w tym momencie pojawił się przede mną.
- I po co krzyczysz? - zapytał z uśmiechem. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo dał mi szybkiego całusa. - Jedziemy? - zapytał. Skinęłam głową, a brunet złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zbiegliśmy ze schodów, zdążyłam tylko złapać kurtkę i torebkę, w której były kluczę od mieszkania. Wybiegliśmy z domu i wsiedliśmy do auta Yeola. Usiadłam po stronie pasażera. Park wsiadł do auta, odpalił silnik i dość szybko ruszył spod swojego domu w kierunku mojego.

*Serine*
Usłyszałam jak coś mocno uderza o ziemię. Skoro słyszę dźwięki to znaczy, że nie umarłam. - pomyślałam i otworzyłam oczy, a swój wzrok skierowałam na dwie osoby szamotające się na podłodze. Rozpoznałam czuprynę bruneta, który siedział na drugim chłopaku i obijał mu twarz pięścią.
- Kai! - krzyknęłam i podbiegłam do chłopaka. Złapałam za jego pięść, która chciała kolejny raz wykonać mocne uderzenie. Wzrok chłopaka powędrował na mnie. Jego klatka piersiowa unosiła się dość szybko, a kosmyki włosów opadały mu na twarz, ale ja utkwiłam wzrok w jego głębokich brązowych oczach. Spojrzał w dół na chłopaka, który pod nim leżał. Wyrwał swoją rękę. Myślałam, że znowu uderzy go. Lecz on złapał go za koszulę, szybkim ruchem podniósł do góry, przyparł do ściany. Niebezpiecznie zbliżył swoją twarz do jego twarzy.
- Jeszcze raz ruszysz moją kobietę, a zajebie Cię jak psa! Zrozumiano? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. W końcu przerażenie ze mnie zeszło, a uderzyła we mnie wściekłość. Podbiegłam do chłopaka i wymierzyłam mu soczystego prawego.
- Nigdy więcęj się do mnie nie zbliżaj! - wykrzyczałam. Kai złapał mnie, bo chciałam jeszcze raz uderzyć chłopaka pod ścianą. Objął mnie mocno, jedną ręką trzymając mnie za plecami, a drugą ręką przyciskał delikatnie moją głowę do swojej klatki piersiowej. Probówałam uspokoić oddech, po paru próbach mi się to udało. Dzięki bliskości Kaia nie zauważyłam nawet kiedy mój oprawca wybiegł z mojego domu.
- Już spkojnie. - powiedział Kai. Oderwałam się delikatnie od niego, poprawiłam włosy, otarłam łzy.
- Dziękuję. - powiedziałam słabym głosem.
- Nie masz za co. - powiedział z uśmiechem.
- Mam, bo gdyby nie ty.. - chciałam dokończyć te zdanie. Naprawdę chciałam, ale usta Kaia na moich diametralnie mi to uniemożliwyły. Zachłannie wpijał się w moje usta, a ja oddawałam się cała temu pocałunkowi. Odsunęłam się od chłopaka by zaczerpnąć tchu,
- Kocham Cię Kai. - powiedziałam.

wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 14. (+18!)

Przerażenie mnie sparaliżowało. Patrzyłam swojemu oprawcy w oczy.
- Słuchaj. - wyssyczał mi w twarz. - Masz mi powiedzieć gdzie jest moja siostrzyczka, bo inaczej źle to się dla ciebie skończy. - szyja zaczynała mnie już boleć, na szczęście nie zaciskał dłoni, przez co moje oddychanie nie było utrudnione, ale ucisk był na tyle mocny, że na pewno zostaną mi porządne sińce.
- Nigdy nic ci nie powiem. - powiedziałam i splunęłam mu w twarz. Uderzył mnie. Moja prawa strona twarz mnie szczypała. Zamknęłam oczy. On był wariatem. Gdy już myślałam, że to mój koniec, poczułam ulgę. Ucisk na szyi zelżał. Myślałam, że umarłam.

*Shus*
Nie to nie może być prawda. Czyli ten dupek od początku wiedział kim jestem? Co za szmaciarz, mówiłam sobie w duchu.
- Pamiętasz go? - zapytał D.O.
- To nie tak, że pamiętam, ale mam sąsiada o tym imieniu. - powiedziałam spoglądając na Chana, który wpatrywał się w coś za oknem. - Hej ziemia do Chana. - powiedziałam i stuknęłam go w ramię. Chłopak potrząsnął głową i spojrzał na mnie.
- Tak? - spojrzał na D.O i z powrotem na mnie.
- Nie słuchałeś nas. - zaśmiał się D.O.
- Może skończymy o tym na dzisiaj? Zmęczony już jestem. - powiedział kładąc mi głowę na barku.
- Ja w sumie też. - powiedziałam, spojrzałam na Chanyeola. Był taki słodki. Potem spojrzałam na D.O. Kolejna osoba, w której życiu miałam jakąś ważną rolę.
- To ja już pójdę do siebie. - powiedział i wstał. Nachylił się nade mnę. - Dobranoc. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc. - powiedziałam z uśmiechem, a chłopak poszedł na górę. - Chan. Channie. - powiedziałam i ruszyłam barkiem. Jego głowa zsunęła się na moje plecy i zaczął chrapać. Zaśmiałam się, a brunet wtedy ugryzł mnie w plecy. - Ała. - zaśmiałam się wyginając plecy w łuk.
- To co robimy? - zapytał brunet, prostując się i patrząc na mnie.
- Zmęczony byłeś, chciałeś iść spać. - powiedziałam patrząc na niego i marszcząc brwi.
- Cii. - zaśmiał się. Objął mnie w talii. Odsunęłam się od niego, na tyle na ile pozwoliły mi jego ręcę śmiejąc się. Nachylił się jeszczee bardziej, położyłam się na plecach, a on zawisł nade mną.
- I co teraz zrobisz? - zaśmiałam się.
- To. - powiedział i pocałował mnie. Popatrzyłam na niego. Nie wiedziałam co zrobić, ale jak na dzisiejszy dzień miałam już dość wszystkiego i chciałam się odstresować.
- Hmm. - powiedziałam patrząc na niego. - Tylko? - zapytałam śmiejąc się.
- Ooo, a co Ty taka chętna? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Za dużo mam na głowie, potrzebuję jakiegoś relaksu. - powiedziałam poważniej. Chłopak popatrzył na mnie. W końcu wstał, łapiąc mnie za dłoń i ciągnąc do góry. Spojrzałam na niego pytająco.
- Nic nie mów tylko chodź. - powiedział i poprowadził mnie za sobą do swojego pokoju. Weszłam przed nim, a on zamknął drzwi i oparł się o nie. Odwróciłam się w jego stronę.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - zapytałam. Wziął głęboki wdech. Powoli podszedł do mnie. Staliśmy strasznie blisko siebie. Nagle gwałtownie złapał moją głowe, wplutł swoje palce w moje włosy i zachłannie mnie pocałował. Wczułam się w ten pocałunek. Channie podczas tego pocałunku był bardzo pewny siebie. Popchnął mnie delikatnie do tyłu, szliśmy kawałek pochłonięci pocałunkiem póki nie poczułam za plecami ściany. Brunet oderwał się na chwilę ode mnie, po to tylko by zwalić z biurka wszystkie rzeczy na ziemię. Wziął mnie na ręcę i posadził na nim.
- Co Ty robisz? - zapytałam przerywanym głosem, gdy oderwałam się na chwilę od niego, po to by zaciągnąć trochę powietrza.
- Chciałaś trochę relaksu. - powiedział chłopak łapczywie łapiąc powietrze. Nie odpowiedziałam nic tylko złapałam go za głowę i zaczęłam dalej całować. W między czasie zdjęłam mu jego narzucany sweterek, zaczęłam odpinać guziki od swojej koszuli. Zdjęłam ją, nie odrywając się od chłopaka. Miałam pod spodem jeszcze bokserkę. Chan odsunął się na chwilę ode mnie. Zdjął swoją koszulkę, a potem moją. Znowu zachłannie zaczął mnie całować, uderzyłam głową w ścianę, ale ne zwróciłam na to uwagi. Nie w tej chwili, gdy jego ręcę błądziły po moim ciele. Delikatnie musnął moje piersi przez stanik. Objęłam go w szyi, gdy on zaczął sunąć dłońmi po moich plecach, gdy dotarł do zapięcia od stanika zatrzymał się. Pocałowałam go jeszcze mocniej dając mu znać, że ma się nie zatrzymywać. Po chwili mój stanik już leżał na ziemi. Zeszłam na ziemię. Rozpięłam rozporek przy jego spodniach. Odrywając się od pocałunku ściągnęłam mu spodnie razem z bokserkami. Jego członek był w całej okazałości nagi. Musnęłam go delikatnie. Pocałował mnie na ten gest w czoło. Złapał mnie za rękę i pociągnął na łóżko. Położył mnie pod sobą. Teraz całował delikatniej. Spokojniej. Poczułam, że dłońmi błądzi wokól mojej kobiecości. Złapał za moje koronkowe majtki. Chciał nimi delikatnie strzelić, ale pękły pod jego siłą pociągnięcia.
- Ups? - zapytał śmiejąc się. Było mi strasznie gorąco, a jemu zebrało się na żarty, ale mimowolnie uśmiechnęłam się. Wyrzucił gdzieś na ziemię, pozostałości materiału po moich majtkach. Znowu mnie pocałował. Pocałunkami zaczął zjeżdżać coraz niżej. Pocałował jedną pierś, potem drugą. I jechał niżej. Gdy był przy pasie, pocałował go wzdłuż. I zjechał niżej. Na ten gest zassałam mocno powietrze. Gdy on całował tak jakby moje drugie wargi, ja wiłam się z rozkoszy. Złapałam się mocniej psześcieradła. Tak mocno, aż palce mi zbielały.
- Chan.. Ja.. dłużej.. nie mogę... - wysapałam po chwili, gdy czułam zalążki budującego się orgazmu. Brunet przestał, znów przysunął się do mojej twarzy i pocałował mnie długo i namiętnie.
- Na pewno tego chcesz? - zapytał poważniej. Nie powiedziałam nic tylko kiwnęłam głową, on pocałował mnie. - Poczekaj, prezerwatywa. - powiedział mi w twarz z zamkniętymi oczyma.
- Nie. - przerwałam. - Nie musisz, biorę tabletki . - powiedziałam oddychając nie równo. Spojrzał na mnie. Oparł swoje czoło o moje. Dał mi krótkiego buziaka i wszedł we mnie. Obejmując go, wbiłam swoje paznokcie w jego plecy. Owinęłam nogi wokół jego bioder. Chłopak na początku delikatnie się poruszał, ale po chwili przyśpieszył tempo. Czułam, że była blisko szczytu. Po jego jękach i ruchach też wyczuwałam, że jest blisko. W końcu nie dałam rady dłużej się powstrzymywać. Doszłam jęcząc przy tym w jego usta. On wykonał jeszcze kilka pchnięć i podążył za mną. Położył się na mnie cieżko oddychając. Ja starałam się wyrównać oddech.
- Jesteś cudowna. - powiedział całując moją szyję.
- Ty również. - powiedziałam biorąc głębokie wdechy. - Ale przyznam ci, że twoja definicja relaksu bardzo mi się podoba. - zaśmiałam się. Gdy Chan już trochę się uspokoił, wyszedł ze mnie i oboje przykrył kołdrą.
- Kocham Cię Shus. - powiedział i pocałował mnie w czoło, obejmując mnie.
- Wiem, Channie, wiem. - powiedziałam i wtulona w jego tors zasnęłam.

Rozdział 13.

*Shus*
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy, dlatego jeszcze nie otworzyłam oczu. Czułam tylko, że ktoś mnie trzyma za rękę. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Chanyeol, ale potem przypomniałam sobie wszystko co się wcześniej wydarzyło. Wróciła do mnie już część wspomnień, ale tylko do jakiegoś 9 roku życia. Przypomniał mi się ten chłopak, którego spotkałam na werandzie.
- D.O. - powiedziałam słabym głosem. Poczułam delikatne ruch dłoni. Otworzyłam oczy i zobaczyłam go. Zobaczyłam jego oczy, uśmiech. To wszystko co pamiętałam z dzieciństwa. Uśmiechnęłam się, słabo, ponieważ ból głowy uniemożliwiał mi zrobienie czegokolwiek. Na szczęście w salonie światło było przyciemnione dzięki czemu mogłam delikatnie się rozejrzeć.
- Pamiętasz mnie. - powiedział uśmiechnięty chłopak.
- Tak. - odpowiedziałam. - Chłopcze od kurtki. - zaśmiałam się. Chłopak wytrzeszczył na mnie oczy.
- Pamiętasz nawet to? - zapytał zaskoczony, ale zadowolony.
- Pamiętam prawie wszystko, ale wspomnienia urywają się gdy kończę 9 lat, a tak to pamiętam prawie wszyściuteńko. - zaśmiałam się słabo. Usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam gwałtownie głowę czego natychmiast pożałowałam, ale mój upór sprawił, że nie zwróciłam uwagi na ból. Za sobą zobaczyłam Chayeola. Nie uśmiechał się. Spojrzał na splecione nasze dłonie. Odwrócił się i chciał wyjść. Natychmiast wstałam i do niego podbiegłam co było błędem. Chłopak gdy usłyszał, ze wstałam odwrócił się i złapał mnie w ostatniej chwili.
- Nie powinnaś jeszcze wstawać, a tym bardziej biegać. - powiedział tym swoim grubym głosem, nie patrząc na mnie.
- To dlaczego chciałeś wyjść? Zmusiłeś mnie do tego. - starałam się rozluźnić atmosferę, niestety mi się nie udało. Chłopak tylko spojrzał na mnie z winą i nic nie powiedział. Pomógł mi usiąść i znowu chciał wyjść. Złapałam go za rękę. Spojrzał na nią, a potem na mnie.
- Usiądź. - powiedziałam błagalnym tonem.
- Lepiej nie. - powiedział patrząc mi w oczy. - Lepiej powspominajcie sobie stare dobre czasy. - powiedział, a w jego głosie usłyszałam ból. Więc o to chodziło. Myślał, że przypomniałam sobie tylko D.O.
- Chan. - powiedziałam spokojnie. - Usiądź i daj mi sobie wszystko wytłumaczyć...
- Nie mam ochoty tego słuchać. - przerwał mi. Znowu się odwrócił i poszedł w kierunku schodów.
- Ciebie też pamiętam! - krzyknęłam. - Channie. - powiedziałam gdy odwrócił się w moją stronę.

*Serine*
Szykowałam się na randkę gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Było przed 18, więc to na pewno nie mógł być Kai. Ubrana w szlafrok poszłam otworzyć drzwi. Nie patrząc przez wizjer nacisnęłam na klamkę i wtedy pomyślałam, że nie wiem kto jest za drzwiami, a ja tak po prostu je otwieram, ale było już za późno. Osoba z drugiej strony już doskonale wiedziała, że jestem w domu. Wzięłam głęboki wdech i delikatnie wypuszcząjąc powietrze, otworzyłam drzwi. Gdy zobaczyłam kto to jest, w pierwszej chwili się przeraziłam, potem zdenerwowałam, a na końcu uspokoiłam.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam patrząc na osobę stojąc przede mną.

*Chanyeol*
- Pamiętasz mnie? - zapytałem zszokowany. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem ruszyć się z miejsca. To co powiedziała Shus sparaliżowało mnie. Delikatnie odwróciłam całe swoje ciało w jej stronę. Popatrzyłem na nią.
- Tak, pamiętam cię. - uśmiechnęła się. Podbiegłem do niej, usiadłem obok niej i mocno ją przytuliłem.
- Boże Shus. Nie mogę w to uwierzyć. - powiedziałem przytulając ją.
- Chan, Chan. Dusisz. - powiedziała, a ja puściłem ją.
- Przepraszam. - powiedziałem, drapiąc się po głowie. - Czyli pamiętasz wszystko? - zapytałem zniecierpliwiony.
- Nie wszystko. - powiedział za nią D.O. Spojrzałem na niego gniewnie.
- Może niech Shus odpowie. - powiedziałem ostro.
- Nie Chan, spokojnie. D.O ma racę. Nie wszystko mi się przypomniało. Najwięcej wspomnień mam z D.O i jeszcze z jednym chłopakiem. Miał czarne włosy, ale nie pamiętam jak miał na imię. Z wami miałam najwięcej przygód. - powiedziała i uśmiechnęła się do D.O. Posmutniałem, myślałem, że ze mną też pamięta trochę więcej niż to co jej opowiadałem. Zauważyła to. - Ale za to Ciebie pamiętam jako troskliwego mojego chłopaka. - zaśmiała się. Spojrzałem na nią szerokimi oczami. - Zawsze się o mnie martwiłeś i opieprzałeś chłopaków jak namawiali mnie na jakieś niebezpieczne przygody. Pamiętam jak pewnego razu chcieli, abym weszła z nimi na drzewo, powiedziałeś, że jeśli tam wejdę mogę się już do ciebie więcej nie odzywać, więc tego nie zrobiła. - zaśmiała się. - Gdy chłopacy weszli na gałąź ona się pod nimi złamała. Pamiętam, że D.O złamał sobie rękę, a ten drugi chłopak nogę. - powiedziała śmiejąc się.
- Pamiętam tą historię. - zaśmiał się D.O. - Wyzywałem Sehuna za wymyślenie tego. - śmiał się. Shus na niego spojrzała.
- Jak powiedziałeś, że ma na imię ten chłopak?
- Sehun. - odpowiedział D.O patrząc na nią.

*Serine*
Patrzyłam się na chłopaka i czekałam na jego odpowiedź.
- Może wpuścisz mnie do środka? - zapytał arogancko i sam wszedł do środka. Westchnęłam, zamknęłam za nim drzwi, ale nie na klucz i udałam się do salonu, gdzie chłopak już siedział wygodnie ułożony na mojej kanapie.
- Odpowiesz mi na pytanie czy od razu mam wezwać policje? - zapytałam spokojnie na niego patrząc.
- Ej Serine od kiedy z ciebie taka ostra suczka się zrobiła. - zaśmiał się, ale po chwili spoważniał. Usiadł, a łokcie oparł o swoje kolana. Popatrzyłam na niego uważnie.
- Co chcesz? - zapytałam.
- Gdzie jest Shus? - zapytał.
- Ciebie to interesuje? No nie wierze. - powiedziałam śmiejąc się ironicznie.
- Słuchaj laska. - powiedział wstając z kanapy. Podbiegł do mnie i złapał mnie za szyję przyciskając do fotela.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 12.

*Serine*
Spojrzałam na swoją komórkę, która dzwoniła już 3 raz w ciągu 10 minut.
- Powinnam odberać. - powiedziałam do siebie wpatrując się w świecący ekranik. Delikatnie podniosłam telefon i spojrzałam na numer, który się wyświetlał. Dzwonił Kai. Nie wiedziałam czego on ode mnie chce. Przesunęłam zieloną słuchawkę i odebrałam.
- Hej. - powiedział męski głos z drugiej strony. Nie odpowiedziałam nic. - Chciałem Ci odpowiedzieć na Twoje zaproszenie. - powiedział. Chwila ciszy.
- I? - zapytałam poddenerwowana. Usłyszałam wypuszczane powietrze w słuchawce.
- Chętnie z Tobą pójdę. - odpowiedział Kai. Moje serce urosło o 100%. W tej chwili nie liczyło się nic, tylko to, że Kai chce ze mną tam iść. Może w końcu zrozumiał, że Shus nie jest odpowiednią dziewczyną dla niego.
- Cieszę się. - powiedziałam starając się uspokoić, ale na nic się to zdało. Byłam szczęśliwa.
- A kiedy te urodziny? - zapytał.
- W następny piątek. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- No dobrze. - powiedział. - A! I Serine, jeszcze jedno. - zawahał się.
- Tak? - spytałam delikatnie. Chwilę się nie odzywał. Nie wiedziałam dlaczego. Znowu usłyszałam wypuszczane powietrze. Głęboki wdech.
- Co dzisiaj robisz? - zapytał po chwili ciszy. Wstałam z sofy, na ziemię upadła otwarta paczka chipsów, wysypało się ich trochę, ale w tej chwili nie zwróciłam na nie uwagi.
- Emm. Nic, tak szczerze, planowałam zrobić sobie seans filmowy. Wiesz pełno popcornu, coli, fastfoodów i nieśmiesznych komedii. - zaśmiałam się.
- To co Ty na to abym przyłączył się  do ciebie? - na twarzy miałam tak szeroki uśmiech, że policzki zaczynały mnie boleć.
- Chętnie. - odpowiedziałam beznamysłu.
- O której mam być? - zapytał. - Albo nie. Będę o 19. Bądź gotowa. - powiedział nim zdążyłam mu coś powiedzieć. Jego pewność siebie sprawiła, że na policzkach pojawiły mi się rumieńce.
- Dobrze, będę. - odpowiedziałam. Do chłopaków zazwyczaj byłam twarda, zdeterminowana, oschła, ale ten brunet sprawił, że moje kolana miękną gdy tylko słyszę jego głos.
- To do zobaczenia Sisi. - powiedział i nie dając mi odpowiedzieć rozłączył się. Usiadłam na sofie, trzymając komórkę na kolanach. Wpatrywałam się w telewizor.
- Taaak! - krzyknęłam na cały dom. Szybko wstałam i zaczęłam tańczyć. Byłam niezmiernie szczęśliwa. - Ale zaraz. - powiedziałam do siebie. - Co ja mam na siebie założyć? - załamałam się.

*Shus*
Wybiegłam na dwór nie oglądając się za siebie. Nie wzięłam kurtki ani torebki. Wszystko zostało w środku. Nie chciałam tam wchodzić, ale też nie mogłam zostawić tam wszystkich swoich rzeczy. Gdy się odwróciłam zobaczyłam jakiegoś chłopaka, który trzymał moje rzeczy. Uśmiechnął się. W tamtej chwili w mojej głowie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Jakieś przebłyski. Dziewczynka na ulicy, chłopiec, który ją ratuje przed ssamochodem, drugi chłopiec, który ubiera ją w jego kurtkę. Potem spacer z psem i z tym chłopcem od kurtki. Patrzyłam się w ziemię, a wspomnienia z dzieciństwa do mnie wracały. Upadek z huśtawki, skręcona kostka. Odwiedziny chłopców. Kwiaty od tego chłopca od kurtki. Powoli fragment po fragmencie przypominały mi się lata dzieciństwa. Poczułam silny ból głowy. Zakręciło mi się w głowie. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Spojrzałam na chłopaka.
- D.O. - powiedziałam i upadłam.

*D.O.*
Powiedziała moje imię. Przypomniała sobie mnie. Moja radość nie trwała zbyt długo, ponieważ zaraz po tym jak wypowiedziała moje imię upadła na ziemię. Rzuciłem wszystko co miałem w dłoniach na ziemię i w sekundzie złapałem dziewczynę za nim zdążyła upaść. Wziąłem ją na ręcę i wniosłem do środka.
- Chanyeol! - zawołałaem. - Szybko! - krzyknąłem kładąc Shus na sofę w salonie. Brunet szybko zbiegł na dół. Zobaczył, że pochylam się nad brunetką.
- Coś Ty jej zrobił?! - krzyknął podbiegając do mnie i do niej i odpychając mnie od niej.
- Nic. - powiedziałem stanowczym głosem. - Powiedziała moje imię i zemdlała. Nie wiem dlaczego. To nie moja wina! - krzyknąłem, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Co Ty powiedziałeś? - zapytał Chan.
- Że to nie moja wina. - powiedziałem łapiąc się za głowę.
- Nie to. Wcześniej. - powiedział zamyślony.
- Że powiedziała moje imię. - powiedziałem uważnie patrząc na chłopaka.

*Chanyeol*
- Pamięta cię. - powiedziałem nie patrząc na niego. Zabolało mnie to. Jego pamięta, ale tego co było między mną, a nią już nie. Nie pamięta mnie, ale jego tak. Wstałem, odwróciłem się do nich plecami i poszedłem na górę. Trzasnąłem drzwiami z całej siły. Złapałem ramkę ze zdjęciem. Ze zdjęciem sprzed 5 lat. Gdy ja i Shus byliśmy na wakacjach. Tylko ona i ja. Wtedy pierwszy raz powiedziałem jej, że ją kocham, co trwa do dzisiaj. Byliśmy szczęśliwą parą przez 2 lata, a potem zdarzył się ten cholerny wypadek. Gdybyśmy się wtedy nie pokłócili na pewno by się to nie zdarzyło. Gdybym był wtedy przy niej.
- To wszystko moja wina! - krzyknąłem z całych sił i wtedy na łóżku zobaczyłem to. Tego nie powinno tam być.

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 11.

Z podziękowaniami dla księżniczki <3
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Patrzyłam na niego osłupiała. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
- Co? – zapytałam zaskoczona. Patrzył się na mnie oczekując odpowiedzi. Analizowałam za i przeciw tego pomysłu.

*Chanyeol*
Chciałem tego. Chciałem mieć ją blisko siebie. Codziennie. Widzieć ją rano po przebudzeniu. Widzieć jej roztargane włosy. Nie pomalowaną twarz albo rozmazany makijaż. Widzieć ją w piżamach. Potarganych ciuchach, nieogarniętą, niezadbaną, bo dla mnie taka była najpiękniejsza.
- Shus. Proszę cię. Ten pomysł nie ma żadnych wad, same zalety. Spójrz z mojej strony na ten pomysł. Nie będziesz musiała pracować, bo ja wszystko utrzymam. Polepszysz sobie komfort życia. Naprawdę same zalety. – patrzyłem na nią z nadzieją. Oczekiwałem odpowiedzi z niecierpliwością.
- Chan. Ja.. Ja.. – jąkała się. Nie wiedziała co powiedzieć. Widziałem wahanie na jej twarzy.
- Shus. Błagam.  – moje spojrzenie było pełne miłości do niej. Chciałem tym spojrzeniem pokazać jej jak bardzo jej potrzebuję.
- Chanyeol nie. – powiedziała stanowczo odsuwając się ode mnie. Złapałem ją za rękę. Wyrwała się. Do oczu napłynęły mi łzy.
- Shus. – powiedziałem tylko jej imię. Wtedy zadzwonił jej telefon. Chciała go wziąć, ale byłem pierwszy – Idę wziąć prysznic. – powiedziałem. – Posiedź i przemyśl to. Proszę. – spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem. Skinęła głową. Usiadła na sofie. Ja razem z jej telefonem poszedłem na górę. Wszedłem do swojego pokoju. Rzuciłem go na łóżko. Złapałem się za głowę i pozwoliłem swoim łzą popłynąć. Cicho łkałem, żeby Shanti mnie nie usłyszała. Wszedłem do łazienki. Zrzuciłem z siebie ubrania i wszedłem pod prysznic. Odkręciłem kurek z ciepłą wodą. Oparłem dłonie o ścianę i pozwoliłem wodzie omywać moje ciało. Podniosłem twarz w stronę strumienia wody. Ciepła woda spływała razem z moimi łzami.

*Serine*
Siedziałam w domu. Oglądałam jakąś głupią komedię i wcinałam lody czekoladowe na zabicie smutku. Nie mogłam dłużej patrzeć na to jak Kai cierpi z powodu Shus i jak Shus cierpi z powodu braku wspomnień z przeszłości. Łzy delikatnie popłynęły po moich policzkach na wspomnienie widoku patrzącego się Kaia na Shus, z tą wielką miłością w oczach, z tą potrzebą troski o nią, z potrzebą bycia blisko przy niej. Chciałam, pragnęłam tego by patrzył tak na mnie. Wiem, że znamy się krótko, ale ja wiedziałam, że to ten jedyny. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, do czasu gdy to nie przytrafiło się mnie. Łzy płynęły mi mocniej. Na każdą myśl o tym chłopaku płynęły z jeszcze większą zażartością. Rzuciłam pudełkiem lodów o podłogę i zaraz za nim na ziemię poleciała łyżka. Byłam wściekła na siebie, że tak łatwo dałam mu się omotać. Gdy byliśmy wtedy u niego świetnie się bawiłam. I Kai miał rację. My się ze sobą przespaliśmy. Myślałam, że inaczej na to zareaguję, a on bał się. Bał się, ale nie o to, że byśmy wpadli. Bał się o to, że przez to straci jedyny sens swojego życia. Nie chciałam tego. Chcę, żeby był szczęśliwy.
- Ale nie będzie szczęśliwy ze mną! – krzyknęłam na całym dom. Dom, który był przepełniony samotnością. Byłam załamana. Wpadłam w spazmy. I wtedy zadzwonił mój telefon.

*Shus*
Popłakałam się. Nie byłam w stanie się ruszyć z miejsca, na którym siedziałam od czasu gdy Chan poszedł na górę. Wiedziałam, że on mnie kocha. Ja czułam coś do niego, ale nie mogłam nazwać tego miłością. Wtedy w kuchni.. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Pogubiłam się w uczuciach. Spotkania z Chanem pomagały mi wyjść z szarej codzienności, ale myśli o nim w pewnej chwili zaczęły mnie przytłaczać. Z jednej strony chcę się z nim widywać codziennie, ale z drugiej strony boję się, że to wszystko zabrnie za daleko. Jego propozycja mnie zaskoczyła ze względu na krótki staż naszej znajomości. Rozumiem to, że on mnie pamięta z dzieciństwa, ale dla mnie jak na razie jest zwykłym chłopakiem poznanym w parku. Postanowiłam przerwać to bezsensowne zadręczanie się myślami i pójść po swój telefon. Weszłam po cichu po schodach, skręciłam w prawo i podeszłam do ostatnich drzwi. Otworzyłam je po cichu. Na łóżku zauważyłam swój święcący się telefon. Podeszłam do łóżka, delikatnie chwyciłam go, usłyszałam, że Chanyeol zakręcił już wodę. Wyprostowałam się i wtedy chłopak otworzył drzwi. Stanęłam jak wryta patrząc się na niego, stojącego w szarym szlafroku. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, była taka, że on był kompletnie pod nim nagi.
Chciałam szybko wyjść, ale on chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Zachwiałam się i oboje upadliśmy na łóżko. Woda z jego włosów kapała mi na twarz. W tamtej chwili byłam emocjonalnie rozerwana. Z jednej strony chciało mi się płakać, z drugiej śmiać, z trzeciej go pocałować, a z jeszcze innej chciałam zepchnąć go z siebie i uciec stąd. Brunet popatrzył mi w oczy, westchnął i położył swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Czułam się niezręcznie. Mimo tego położyłam dłoń na jego mokre włosy i lekko go pogłaskałam. Podniósł głowę, spojrzał mi w oczy. Nie wiem czemu, ale w tej chwili naprawdę ledwo powstrzymywałam się od śmiechu. Oboję, jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nie uważasz, że to wszystko jest jakieś popaprane? - powiedział Chanyeol, wstając ze mnie i podając mi rękę. Popatrzyłam na nią chwilę, ale złapałam ją, a chłopak pociągnął mnie do góry.
- Chanyeol. - zaczęłam. Spojrzałam na ziemię. On delikatnie dotknął mojeg podbródka i zmusił mnie, żebym spojrzałam mu w oczy. Spojrzałam na niego. Mimowolnie uśmiechnęłam się do niego. On odwzajemnił uśmiech. Jego uśmiech był przecudowny. - Ja powinnam iść do domu. - powiedziałam próbując nie patrząc na niego.
- Rozumiem cię. - powiedział. Puścił moją dłoń, którą do tej pory trzymał. Poszłam w stronę drzwi. Odwróciłam się w jego stronę. Stał i patrzył się w ziemię. Nie ruszył się nawet wtedy gdy zamknęłam za sobą drzwi. Zbiegłam szybko na dół. Gdy wybiegałam z domu nie zauważyłam, że ktoś stoi w salonie i się na mnie patrzy.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 10.

Nie odzywałem się. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wyobrażałem sobie co jej powiem gdy tylko odbierze ode mnie telefon, ale w tej chwili miałem pustkę w głowie.
- Halo? Jesteś tam? – usłyszałem jej głos jakby skądś z oddali.
- Shus. – w końcu odezwałem się. Miałem wiele rzeczy jej do powiedzenia. Chciałem jej wszystko wyjaśnić. Byłem szczęśliwy, że w końcu odebrała. Myślałem, że da mi szansę to wszystko wyjaśnić.
- Odebrałam tylko dlatego, żeby ci powiedzieć, że nic mi nie jest i, że jestem cała i zdrowa. Nie musisz się o mnie martwić. Mam kogoś kto zapewnia mi wystarczające bezpieczeństwo. – chciałem jej coś odpowiedzieć, ale nie dała mi szansy i się rozłączyła.
- Jestem cholernym idiotą! – krzyknąłem i z całej siły rzuciłem telefonem o ziemię.

*Shus*
Powoli odłożyłam telefon na stół patrząc się w jeden punkt. Nie wiedziałam na co się patrzę, po prostu mój wzrok był tutaj nie obecny jak i cała ja, oprócz mojego ciała. Zastanawiałam się czy porozmawiać z Luhanem czy nie. Cieszyłam się, że sprawa między Kaiem a Sisi się wyjaśniła, ale to nie wystarczyło, żeby poprawić mi humor. Miałam ochotę zadzwonić do Luhana i powiedzieć mu, że to nic, że mnie okłamał, ale wcale tak nie było. Myślałam, że coś do niego poczułam, ale gdy dowiedziałam się prawdy to wszystko w momencie wyparowało. Ulotniło się ze mnie niczym powietrze.
- Hej, mam nadzieję, że lubisz omlet z serem? – zapytał uśmiechnięty Chanyeol wchodząc do pokoju. Widząc moją minę od razu dobry humor zamienił w opiekuńczość. – Co się dzieję? – zapytał stojąc przede mną i patrząc na mnie. Spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się.
- Nic. – powiedziałam i wstałam. – Pomogę ci. – powiedziałam z uśmiechem starając ukryć przed brunetem fakt, że jestem bliska płaczu.
- Dobrze. – powiedział podejrzliwie. – Robię teraz deser. – powiedział. Nie powiedziałam nic tylko skierowałam się do kuchni. Chłopak poszedł za mną. Usiadłam na blacie obok miejsca gdzie przygotowywał nam jedzenie. Zauważyłam, że chłopak robił jakieś ciasto. Nie wiedziałam, że umie piec. Chan podszedł do mnie. Ustał przede mną, dłonie miał brudne od mąki, ale i tak dotknął mojego nosa.
- Ej. – zaśmiałam się. Wzięłam trochę mąki w palce i rzuciłam mu nią w twarz śmiejąc się. – Oddałam. – zaśmiałam się i zasłoniłam twarz dłońmi, broniąc się przed brunetem.
- Nie ma tak łatwo. – zaśmiał się próbując oderwać moje dłonie od mojej twarzy. Delikatnie szarpiąc się z nim spadłabym z blatu. Złapał mnie i spojrzał mi w oczy. Poprawił kosmyk włosów, który zasłaniał mi oko. Zbliżył swoją twarz do mojej. Delikatnie potarł swoim nosem o mój, zamykając przy tym oczy. Westchnął.
- Dlaczego tego nie zrobisz? – zapytałam z zamkniętymi oczami.
- Czego? – zapytał Chanyeol stając prosto, przy czym ja też musiałam ustać prosto. Nie puścił mnie. Nadal miał swoje dłonie na moich ramionach. Wiedziałam, że będę brudna, ale w tamtej chwili było to mało ważne. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Chciałam mu pokazać, że też tego chcę. Że nie będę się przed tym broniła. Chciałam poddać się temu uczuciu całkowicie.
- Dlaczego mnie nie pocałujesz? – powiedziałam kręcąc głową.
- Shus. – powiedział i spojrzał na ziemię. Puścił mnie, jego ręce zwisały teraz wzdłuż jego tułowia. Nie chciałam już dłużej czekać, aż on zrobi ten pierwszy krok. Złapałam go za tył głowy i przyciągnęłam do swojej. Delikatnie musnęłam jego usta swoimi. Brunet powtórzył mój ruch. Objął mnie delikatnie w talii. Przysunął się do mnie, obejmując mnie całą. Zaczął mnie całować. Tak jak tego chciałam. Jak oboje tego chcieliśmy. Bynajmniej miałam taką nadzieję. Gdy zabrakło nam tchu odsunęliśmy się od siebie. Popatrzyliśmy sobie w oczy. Jego uśmiech sprawiał, że nie czułam się stabilnie na nogach. Złapałam się go mocniej, ponieważ bałam się, że od nadmiaru emocji upadnę. Patrzyliśmy się sobie w oczy. Czułam się idealnie. Wiedziałam, że to jest dobre. To co było między mną, a Chanyeolem było poprawne. Nie czułam się źle.
- Chodźmy do salonu. - powiedział brunet uśmiechając się do mnie, ale nie odwracając ode mnie wzroku. Skinęłam głową i poszliśmy do salonu, nadal się obejmując. Usiedliśmy na sofie. Przez pewien czas panowała kompletna cisza.
- Wprowadź się do mnie. - powiedział brunet przerywając błogą ciszę.

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 9.

- Spotkajmy się dzisiaj. - powiedział brunet. - Przyjdę do ciebie do pracy. - powiedział i się rozłączył. Nie minęło dłużej niż 15 minut gdy zobaczyłam, że chłopak wchodzi do kawiarni. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Nie patrząc na niego wycierałam blat.
- Wiesz, że musimy to obgadać. - powiedziałam.
Patrzyłam na chłopaka i czekałam, aż powie cokolwiek.
- Serine. - powiedział i przerwał spoglądając na ziemię. - Ja, nie wiem co mam powiedzieć. - powiedział załamany. Widać było, że coś go trapi.
- Miałeś się zastanowić i mi odpowiedzieć. - powiedziałam.
- Co? - chłopak był wyraźnie zdziwiony.
- Co co? - zapytałam. - Miałeś mi powiedzieć czy pójdziesz ze mną na urodziny mojej babci, a Ty zwlekasz cały czas, jakbym Ci coś zrobiła. - powiedziałam nie patrząc na niego. Podobał mi się, fakt. Ale jego serce było już zajęte. Przez Shus. I to było widać na kilometr.
- A co z? - spojrzał na mnie.
- Z czym? - zapytałam krzyżując ręcę na piersi i patrząc na niego.
- No wiesz.. - powiedział a na jego twarzy pojawiły sie rumieńce.
- No nie wiem. - powiedziałam zła. Co on znowu wymyślił?, zapytałam samą siebie.
- No wiesz. Ty i ja... No wiesz. - chłopak podrapał się po głowie. - No wiesz, przespaliśmy się ze sobą. - szepnął do mnie. Wybuchnęłam nie pohamowanym śmiechem. - O co ci chodzi? - spojrzał na mnie zmieszany.
- Czy ty naprawdę myślisz, że się tak upiłam, że przespałam się z tobą na pierwszej randce? - to było dla mnie naprawdę śmieszne.
- Mi urwał się film i nie pamiętam co się działo. - powiedział brunet. Jego twarz była cała czerwona.
- Kiedyś może ci opowiem. - powiedziałam i poszłam na zaplecze. - Na razie Kai. - krzyknęłam, a gdy już mnie nie widział na mojej twarzy pojawił się smutek.

*Shus*
Włączyłam telefon, gdy załapał już zasięg, telefon jakby dostał szału tak wiborwał. Gdy w końcu przestał zobaczyłam, że mam mnóstwo  wiadomości od Kaia i Luhana. Moja skrzynka głosowa była zawalona ich wiadomości. Odsłuchałam ostatnią: "Shanti, proszę cię, porozmawiaj ze mną. Daj mi sobie wszystko wyjaśnić. Potrzebuję tej rozmowy. Luhan." Moje serce zaczęło bić o 320 razy szybciej niż powinno. Powoli zabrałam telefon od ucha. W moich oczach pojawiły się łzy. Czułam się okropnie. Nie mogłam znieść tego, że mnie oszukał. Przedsotatnia wiadomość była od Kaia, powiedział, że wyjaśnił wszystko z Sisi i na szczęście jest okay, jego przypuszczenia okazały się być błędne. Ta wiadomość odrobinę poprawiła mi humor. Postanowiłam oddzwonić do niego. Pierwszy syngał, drugi sygnał, trzeci sygnał.
- Halo? - w końcu odebrał.
- Hej. - powiedziałam z uśmiechem. Słyszałam, że brunet słysząc mój głos od razu wstał. To takie normalne,
- Shus. Co się z tobą działo? Dlaczego nie odbierałaś? - zapytał zmartwiony. Uśmiechnęłam się, był taki słodki gdy się o mnie martwił.
- Nic mi nie jest. - powiedziałam. - Jestem bezpieczna. Nie musisz się o mnie martwić. - powiedziałam próbując go pocieszyć i uspokoić. - Lepiej opowiadaj jak sytuacja z Serine. - zaśmiałam się.

*Luhan*
Nie miałem siły na nic. Bałem się o Shus. Bałem się, że już nigdy więcej nie ze chce ze mną porozmawiać ani spotkać się. Po prostu się bałem. Jak małe 5 letnie dziecko. Dostałem wiadomość, że telefon Shus jest już aktywny. Nie wiedziałem czy zadzwonić, czy odbierze czy odrzuci moje połączenie. Postanowiłem jednak zadzwonić. Pierwszy sygnał, nic, drugi sygnał, nic, trzeci sygnał, nic. Gdy zabrzmiał już 5 sygnał chciałem się rozłączyć, ale wtedy usłyszałem.
- Luhan..

wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział 8.

Chanyeol spojrzał się na mnie. Widać było, że się wacha.
- Chanyeol, proszę. - powiedziałam patrząc mu w oczy. - Zrób to dla mnie. Dla siebie. Dla nas. - powiedziałam. Widać było, że ostatnie słowa najbardziej go poruszyły.
- Shus. Ja nie wiem czy ty chcesz to usłyszeć. - powiedział patrząc na mnie.
- Dlaczego? - zapytałam. Chciałam znać prawdę, chciałam sobie wszystko przypomnieć. Po prostu potrzebowałam tego.

*Luhan*
Weszliśmy do kawiarni gdzie panował niewielki tłok. Podeszliśmy do lady.
- Hej Serine. - przywitałem się z uśmiechem. Brunetka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Hej. - powiedziała - O cześć. - powiedziała gdy zauważyła Kaia.
- Cześć. - odpowiedział chłopak drapiąc się po głowie.Spojrzałem najpierw na niego potem na nią. Można było wyczuć napięcie między nimi. Potrząsnąłem głową, powracając myślami do Shanti.
- Wiesz może co z Shus? - zapytałem, zwracając uwagę Sisi na siebie.
- Wyszła z jakimś przystojnym brunetem. - powiedziała uśmiechając się na mnie.
- Wiesz może jak miał na imię? - zapytał Kai. Dziewczyna nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi.
- Wyszła z nim jakieś 2 godziny temu. - dopowiedziała patrząc na mnie.
- Nie wiesz dokąd poszli? - chciałem utwierdzić się w swoich przypuszczeniach.
- Nie mam pojęcia, ale mogę do niej zadzwonić jak chcesz. - powiedziała wskazując ręką na zaplecze, zapewne tam leżał jej telefon.
- To nie będzie konieczne. Próbowaliśmy się do niej dodzwonić, ale to na nic. Nie odbiera, ma wyłączony telefon. - powiedziałem. - Ale dziękuję. - powiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Nie wiemy gdzie się może podziewać ani z kim. - powiedział Kai. - Jeżeli on coś jej zrobi, to przysięgam, że go zabiję. - powiedział Kai zaciskając ręcę w pięści. - spojrzałem na niego. Nie miałem zamiaru go uspokajać, bo uważałem tak samo. Jeśli Shus stanie się cokolwiek zamorduję go własnymi rękoma. Poszliśmy do mnie do domu zastanowić się gdzie dalej poszukiwać Shus.

*Shanti*
- Co chcesz wiedzieć? - zapytał brunet.
- Opowiedz mi wszystko od początku. - powiedziałam siadając i łapiąc go za dłonie.
- Jeju. Shus. Nie wiem od czego zacząć. - powiedziałem patrząc na sufit.
- Zacznij od tego jak się poznaliśmy. - powiedziałam patrząc z intenyswnością na niego.
- Miałaś wtedy jakieś 5 lat. Poznaliśmy się na dosłownie na chodniku. - zaśmiał się. Nie odzywałam się, nie chciałam mu przerywać. - Może ja z tobą to bardziej na ulicy. Grałaś z bratem w piłkę. Wypadła wam na ulicę i wtedy twój brat powiedział, że masz po nią iść, bo inaczej powie o wszystkim mamie. Wybiegłaś po piłkę na ulicę, prosto na ciebie jechał samochód. W ostatniej chwili zdążyłem cię złapać i ściąngąć z powrotem na chodnik. - przerwał i spojrzał na mnie. - Byłaś taka malutka. Do tej pory pamiętam jak pierwszy raz spojrzeliśmy sobie w oczy. Było to 16 lat temu. A ty tylko urosłaś. Nadal jesteś tak samo słodka, niewinna, a przede wszystkim piękna. - powiedział. Nie wiedziałam co powiedzieć. On pamiętał więcej z mojego dzieciństwa niż ja. - Wtedy poznałaś jeszczze Luhana, Kaia, D.O, Sehuna i resztę chłopaków z zespołu. - powiedział uśmiechnięty.
- Właśnie. Jak to się stało, że rozpadł się wasz zespół? - zapytałam.
- Wiesz to było trochę dziwne. Sam do tej pory do końca nie wiem, więc nie powiem ci na ten czas. - oznajmił.
- No dobrze. - powiedziałam. - Dziękuję. - spojrzałam na chłopaka.
- Przypomniałaś sobie? - zapytał z nadzieją.
- Nie wszystko, ale mam jakieś przebłyski wspomnień. - uśmiechnęłam się.
- Mamy jakieś postępy. - powiedział uradowany. - Może coś zjemy? - zapytał.
- Z chęcią. - odpowiedziałam. Gdy chłopak poszedł do kuchni coś przygotować, ja postanowiłam sprawdzić swój telefon. Był wyłączony. Na pewno mam miliony nie odebranych połączeń, pomyślałam.

*Serine*
- Hej. - powiedziałam gdy usłyszałam głos po drugiej stronie słuchawki.
- Co tam? - zapytał chłopak.
- Musimy porozmawiać. Dobrze wiesz o czym. - powiedziałam poważnym głosem.
- A jest o czym? - zapytał.
- Kai. Musimy to wyjaśnić. - powiedziałam.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 7.

*W poprzednim rozdziale*
- Nazywam się Park Chan-Yeol. Ale mówiłaś na mnie Channie. - powiedział, a ja spojrzałam na niego.

***
Oczekiwał czegoś ode mnie. Jakby chciał, żebym rzuciła mu się na szyję i powiedziała, że go pamiętam. Niestety tak nie było. Spuściłam wzrok na ziemię.
- Ja.. Przepraszam. - powiedziałam. Wstałam i skierowałam się w stronę drzwi. Wybiegł przede mnie i zablokował mi przejście, abym nie mogła wyjść. Spojrzałam na niego. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Chanyeol. - powiedziałam. Spojrzał na mnie.
- Nie mów tak na mnie. - powiedział błagalnym tonem. - Proszę. Mów do mnie Channie, tak jak kiedyś. Potrzebuję tego. - powiedział i spuścił głowę w dół. Chciałam powiedzieć do niego, że wszystko będzie dobrze, ale wiedziałam, że tak nie będzie. Nie chciałam go oszukiwać, że go pamiętam.
- Posłuchaj mnie. - powiedziałam łapiąc go delikatnie za dłoń. Nadal na mnie nie patrzył. - Spójrz na mnie. - powiedziałam delikatnie. Chłopak spojrzał na mnie. Zauważyłam na jego policzkach łzy. Delikatnie starłam mu je. - Nie pamiętam cię. - chłopak zamknął oczy. Przyłożyłam swoją dłoń do jego policzku. Otworzył oczy. - Ale postaram sobie przypomnieć. - na jego twarzy zawitał smutny uśmiech. - Wydajesz się znajomy. Ale to tyle co mogę na tą chwilę powiedzieć. - powiedziałam. Brunet mnie przytulił. Czułam jego ciepły oddech na swoich włosach. W jego ramionach czułam się tak jakbym była na właściwym miejscu.
- Chodź usiądziemy. - powiedział nie wypuszczając mnie. Czułam bijącą od niego potrzebe bycia blisko mnie. Odsunął się ode mnie na odległość ramion. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Jesteś nadal tak samo piękna. Nic się nie zmieniłaś. - uśmiechnęłam się, delikatnie się rumieniąc.
- Dziękuję. - powiedziałam patrząc na ziemię. Złapał mnie za podbródek zmuszając delikatnie bym spojrzała mu w oczy. Myślałam, że chce mnie pocałowałać w usta, ale on tylko delikatnie pocałował mnie w czoło. Objął mnie ramieniem i poprowadził z powrotem na sofę. Usiedliśmy obok siebie. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Objął mnie jeszcze bardziej. Siedzieliśmy tak w zupełnej ciszy. Nie miałam żadnej ochoty ruszać się stąd. Było mi tu tak dobrze. Czułam się taka bezpieczna.
- Dlaczego wtedy na ławce od razu nie powiedziałeś, że mnie znasz? - zapytałam przerywając ciszę, ale nie patrząc na niego.

*Kai*
Próbowałem dodzwonić się do Shus, ale bezskutecznie. Miała wyłączony telefon. Postanowiłem pójść do niej. Gdy wchodziłem po schodach na piętro, na którym znajdowało się jej mieszkanie zobaczyłem, że ktoś stoi pod jej drzwiami i dobija się do drzwi.
- Hej! - zawołałem. Wtedy zobaczyłem, że był to Luhan. - Co ty tutaj robisz? - zapytałem.
- Shus nie odbiera ode mnie telefonu. W domu też jej nie ma. Stoję tu od 15 minut i nikt nie otwiera. Martwię się o nią. - powiedział zmartwiony blondyn.
- Mam to samo. - powiedziałem. - Po wczorajszej kłotni nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. Chciałem z nią porozmawiać i wyjaśnić wszystko, ale kompletna cisza. - załamany złapałem się za głowę. - Co ja narobiłem. - wściekły kopnąłem ścianę.
- Ej, stary. Uspokój się. - powiedział Luhan kładąc mi na ramię dłoń. Spojrzałem na niego. Uspokoiłem się trochę.
- Jak myślisz, gdzie ona może być? - blondyn puścił moje ramię.
- Nie mam zielonego pojęcia. - powiedział. - Masz jakiś pomysł kogo możemy się zapytać o nią? - spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
- Tak właściwie to znam taką osobę. - powiedziałem i złapałem go za przedramię ciagnąc za sobą. Udaliśmy się do miejsca, gdzie o Shus mogliśmy dowiedzieć się wszystkiego.

*Shus*
- Odpowiesz mi? - zapytałam teraz patrząc na bruneta. Nie spojrzał na mnie nawet na chwilę. Chłopak wziął głęboki wdech.
- Nie chciałem cię wystraszyć. Mogłaś pomyśleć przecież, że jestem jakimś wariatem, a tego nie chciałem. - powiedział patrząc przed siebie. - Nawet sobie nie wyobrażasz jaki to ból patrzeć na ciebie i widzieć, że jestem dla ciebie kompletnie obcą osobą. - powiedział, odwracając wzrok na okno. Posmutniałam.
- To pomyśl jak ja się czuję gdy nie poznaję nikogo. - powiedziałam po cichu patrząc na ziemię. Po moich policzkach popłynęły łzy. - Mam już dość tego Chanyeol, po prostu mam dość. - powiedziałam płacząc. - Nie chce już dłużej takiego życia. Wiesz jaki to ból patrzeć na ludzi, z którymi wiele mnie łączyło, ale dla mnie są zupełnie obcymi osobami? Nie potrafię już dłużej tego znieść. - zanosiłam się płaczem. Starałam się uspokoić, ale dla mnie to wszystko było już za dużo. Ten cały ból pęknął jak bańka mydlana. Wydostawał się ze mnie z każdą minutą coraz bardziej. Chan przytulił mnie. Objął mnie całą. Skuliłam nogi pod siebie wtulając się w niego jak najbardziej mogłam. Płakałam w jego swetr.
- Cii.. No już, wypłacz się. - powiedział cichym i delikatnym głosem, głaszcząc mnie po włosach. - Przepraszam cię. Nie chciałem cię urazić. Nie chciałem cię zranić. Przepraszam. - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Poczułam jak jego łzy skapują mi na włosy. Uspokoiłam się już trochę. Wzięłam głęboki wdech, aby uspokoić się do końca. Spojrzałam na niego.
- Pomóż mi wszystko sobie przypomnieć. - powiedziałam błagalnym tonem. - Proszę.

niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 6.

Patrzyłam się na osobę, którą poznałam wczoraj. Był to ten miły, wysoki, brunet, z którym rozmawiałam do późna w parku.
- Tak to ja. - powiedział uśmiechnięty. Gdy zobaczyłam jego uśmiech, moje serce zaczęło bić szybciej. 
- Co tutaj robisz? - zapytałam uśmiechając się do niego.
- Przyszedłem po picie. - zaśmiał się podnosząc do góry głowę. - I przyszedłem cię zobaczyć. - powiedział już bardziej poważny. Czułam motylki w brzuchu. Byłam wniebowzięta gdy go zobaczyłam. Naprawdę wydawał mi się znajomy. 
- Miło mi. - powiedziałam poprawiając kosmyk włosów. - Zaraz podam ci twoje zamówienie. - powiedziałam robiąc napój dla klienta. Dla niezwykle przystojnego klienta. Nie mogłam skupić się na robieniu zamówienia. W mojej głowie cały czas pojawiał się jego uśmiech. I jego głębokie brązowe oczy. Gdy skończyłam, podałam mu jego zamówienie.
- Proszę, o to twoje cappuccino. - zaśmiałam się podając mu napój. 
- Dziękuję. - odpowiedział. Przy odbieraniu picia, musnął moje palce swoimi. Przeszedł mnie delikatny dreszcz. Odchrząknęłam. 
- Coś jeszcze dla ciebie? - zapytałam, poprawiając fartuszek.
- Tak. Potrzebuję informacji na temat pewnej osoby. - powiedział poważnie opierając się o ladę.
- Słucham. - powiedziałam poważna przybliżając się do niego.
- Możesz mi powiedzieć.. - zaczął. - O której dzisiaj kończysz? - zapytał z poważną miną, a potem się zaśmiał. 
- Weź. - zaśmiałam się i delikatnie uderzyłam go ręcznikiem, który akurat leżał na ladzie obok mojej ręki. 
- No co? - zapytał śmiejąc się. - Pytam poważnie. - powiedział i puścił do mnie oczko. Spojrzałam na zegarek i na ludzi znajdujących się w kawiarni. 
- Poczekaj tutaj. - powiedziałam i poszłam na zaplecze porozmawiać z Serine. - Sisi! - zawołałam. Brunetka natychmiast pojawiła się obok mnie.
- No co tam? - zapytała uśmiechnięta. Przypomniało mi się wszystko co powiedział mi Kai. Zaniemówiłam. Nie mogłam wypowiedzieć słowa. - Halo! Ziemia do Shus! 
- Emm. Mogę dzisiaj wcześniej wyjść? - zapytałam brunetki zachrypniętym głosem.
- A co ty? Źle się czujesz? - zapytała.
- Nie, tylko umówiłam się. - powiedziałam już lepszym głosem. Brunetka pisnęła.
- Hahah. Wiedziałam. Z tym przystojnym blondynem, prawda? - zapytała zabawnie ruszając brwiami.
- Właśnie nie. - powiedziałam, patrząc na ziemię. Przypomniało mi się zajście z Luhanem w nocy.
- Ej, co jest? - zapytała Serine widząc, że nie jestem zadowolona z przypominania mi o nim.
- Nic. - powiedziałam patrząc na nią. - To mogę? - zapytałam ponownie.
- Tak. - powiedziała podejrzliwie na mnie patrząc.
- Dziękuję. - powiedziałam i cmoknęłam ją w policzek. Wybiegłam z powrotem do chłopaka, który na mnie czekał.
- Pytałeś o której kończę, tak? - zapytałam. Chłopak przytaknął zamyślony. - No to kończę właśnie w tej chwili. - zaśmiałam się. 
- O to świetnie się składa, bo mam wolny wieczór. - zaśmiał się.
- Poczekaj tylko pójdę po..
- Po to? - zapytała Serine trzymając moją kurtkę i torebkę.
- Tak. - zaśmiałam się. - Dziękuję. - powiedziałam. Zdjęłam fartuszek, założyłam kurtkę, wzięłam torebkę i wyszłam zza lady. - Do jutra. - powiedziałam do Serine.
- Idziemy? - zapytał brunet zabawnie podając mi swoją dłoń.
- Tak. - odpowiedziałam śmiejąc się. Wziął mnie pod rękę i wyszliśmy z kawiarni. -To gdzie idziemy? - zapytałam patrząc na okolice.
- Do mnie. - powiedział brunet nie patrząc na mnie. Kiwnęłam głową na znak zgody i szliśmy w ciszy.
- Mogę się ciebie o coś zapytać? - spojrzałam na niego, a on spojrzał na mnie.
- Oczywiście. - odpowiedział.
- Jak masz na imię? - zapytałam. Brunet nic nie odpowiedział tylko skręcił w prawo na jakieś podwórko. Zgadywałam, że na jego podwórze. Spojrzałam na jego dom. Był ogromny. Moje malutkie mieszkanie w porównaniu z jego domem, było jak mój paznokieć. Weszliśmy do środka. Oczywiście chłopak otworzył mi drzwi. Zafascynowana jego wnętrzem zapomniałam, że chłopak nie odpowiedział na moje pytanie. Zaprowadził mnie do salonu.
- Usiądź sobie. - powiedział i wskazał na sofę. Zdjęłam kurtkę i usiadłam na miejscu wskazanym przez niego. Chłopak gdzieś poszedł. Wrócił po chwili z dwoma kubkami czegoś ciepłego. 
- Proszę. - powiedział. Podziękowałam, wzięłam kubek. Okazało się, że to herbata. Delikatnie się napiłam, aby nie poparzyć języka. 
- Pytałaś się mnie jak mam na imię. - powiedział chłopak, patrząc przez okno. Odstawiłam kubek z herbatą na stół i popatrzyłam na niego.
- Tak. - potwierdziłam. Chłopak spojrzał się na mnie.
- Shus. - powiedział. Spojrzałam na niego. On też mnie zna, pomyślałam. Nie powiedziałam nic. - Muszę ci o czymś powiedzieć, ale obiecaj mi, że nie uciekniesz stąd i dasz mi wszystko sobie wyjaśnić. - poprosił patrząc mi w oczy.
- Obiecuję. - powiedziałam. Popatrzył na mnie, wziął głeboki wdech. Wypuścił powoli powietrze.
- Shus. Pewnie w tej chwili zastanawiasz się skąd znam twoje imię. - przerwał na chwilę. Wstał ze swojego miejsca, podszedł do szafki, wziął stamtąd jakieś zdjęcie w ramce. Usiadł. Patrzył się na to zdjęcie przez jakąś chwilę. Uśmiechnął się.
- Poznajesz? - zapytał podając mi ramkę ze zdjęciem. Na tym zdjęciu byłam ja.
- Przecież to ja. Tylko, że sprzed 3 lat. - powiedziałam. - Co to ma znaczyć? - zapytałam.
- Nazywam się Park Chan-Yeol. Ale mówiłaś na mnie Channie. - powiedział, a ja spojrzałam na niego. 

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 5.

Przeraziłam się. Kto normalny o tej porze dobija się do czyjegoś domu, zwłaszcza jeżeli mieszka w nim samotna dziewczyna. Nakryłam kołdrę na głowę i starałam się przeczekać. Myślałam, że ten ktoś w końcu da sobie spokój i pójdzie. Niestety uderzanie w drzwi nie ustawało.
- Shanti! - usłyszałam. - Wiem, że jesteś w domu! Otwórz! - ten głos był znajomy. Wyszłam z łóżka, ale nie odzywałam się. - Shus! - ktoś za drzwiami był bardzo zdenerwowany.
- Zaraz, ja znam ten głos. - powiedziałam po cichu do siebie, podchodząc powoli do drzwi. Podeszłam delikatnie do nich, spojrzałam przez wizjer.
- Luhan! - krzyknęłam widząc zakrwawioną twarz chłopaka. Otworzyłam szybko drzwi i wpuściłam chłopaka do środka.
- Co ci się stało? - zapytałam przerażona. Złapałam go za rękę i poprowadziłam do pokoju. Posadziłam go na łóżku i kazałam czekać. Pobiegłam szybko po apteczkę. Wróciłam z nią do blondyna, wyjęłam wacik i wodę utlenioną, wylałam trochę jej na wacik i delikatnie przyłożyłam do pęknietego kącika ust.
- Sss. - zasyczał z bólu.
- Przepraszam. - powiedziałam odrywając od jego twarzy swoją rękę.
- Nic się nie stało. - powiedział starając się uśmiechnąć. - Tylko staraj się to robić delikatniej.
- Dobrze. - przytaknęłam. - Więc powiesz mi co się stało? - zapytałam.
- Sam nie wiem. - powiedział wyraźnie zmieszamy.
- Jak to? - przestałam przemywać rany, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Szedłem, żeby z tobą porozmawiać i mnie napadnięto. Nie widziałem kto to, było ciemno. Gdy już mnie zostawili w spokoju szybko przybiegłem do ciebie. - powiedział i spuścił wzrok na ziemie. Podniosłam jego głowę za podbródek, aby spojrzał mi w oczy. Patrzyliśmy tak chwilę. Luhan złapał mnie za dłoń. Przyciągnął mnie bliżej siebie. Popatrzył mi w oczy, spojrzał na moje usta. Stałam nieruchomo. Nie wiedziałam co mam zrobić. Luhan najwidoczniej za to wiedział. Delikatnie musnął moje usta swoimi. Stałam sztywno. Nie przybliżyłam się ani nie odsunęłam. Lu przyciągnął mnie jeszcze bliżej i zachłannie zaczął mnie całować. Zamknęłam oczy. Upuściłam wacik i swoje dłonie wplotła we włosy blondyna. Lu owinął moje nogi wokół swoich bioder i wstał. Delikatnie przeniósł mnie do salonu, położył mnie na sofie. Swoje nogi umieścił po obu stronach moich. Trwaliśmy w jedyn pocałunku przez jakiś czas, póki nie zabrakło nam powietrza. Luhan odsunął swoją głowę od mojej i popatrzył mi w oczy. Widziałam w nich dużo uczucia. Skierowanego do mnie. Ale jak to możliwe jeśli znamy się zaledwie kilka dni?
- Ty mnie znasz. - powiedziałam wściekła. - Wiesz kim jestem, tylko ja ciebie nie pamiętam! - krzyknęłam i zepchnęłam blondyna na ziemię. Sama szybko wstałam i odsunęłam się od niego jak najdalej mogłam.
- Shanti. Daj mi to wszystko wytłumaczyć. - powiedział Luhan wstając i wyciągając do mnie rękę.
- Nie. - powiedziałam nie patrząc na niego. Oczy miałam pełne łez, ale nie chciałam przy nim płakać. - Wyjdź stąd. - powiedziałam po cichu.
- Shus, proszę. - Luhan nadal starał się mnie uspokoić.
- Wynoś się stąd. - powiedziałam cofając się do ściany. - Nie słyszałeś? Wyjdź! - krzyknęłam. Blondyn tylko się na mnie spojrzał. Nie powiedział nic. Po prostu wyszedł z domu. Zapłakana osunęłam się po ścianię. Skulona zaczęłam płakać.
- Tak strasznie to boli, że nic nie pamiętam. - powiedziałam cała zapłakana.

*Luhan*
- Jakim cudem się domyśliła? - zapytałem sam siebie gdy wyszedłem z jej mieszkania. Stałem chwilę przed jej drzwiami. Uderzyłem w ścianę obok z całej siły jaką miałem, tylko po to, aby pozbyć się całej frustracji, która we mnie siedziała. - Jestem totalnym idiotą. - powiedziałem, a po moich policzkach ciekły łzy. Straciłem jedyną szansę na odzyskanie jej, pomyślałem. Byłem bezrdany. Nie wiedziałem co mam zarobić. Postanowiłem wrócić do domu.
- Spacer dobrze mi zrobi. - powiedziałem do siebie idąc w stronę swojego domu. Nie mieszkałem daleko, zaledwie dwie ulice dalej. Byłem już prawie przy swoim domu, gdy zauwżyłem, że ktoś kręci się koło mojej bramy.
- Hej ty. - powiedziałem zbliżając się do tajemniczej osoby. - Co tutaj robisz? - zapytałem.
- Przyszedłem z tobą porozmawiać. - powiedział nieznajomy odwracając się twrzą w moją stronę.
- To ty. - powiedziałem. Zamarłem.

*Shanti*
Obudziłam się rano na ziemii. Przypomniałam sobie wydarzenia z wczorajszej nocy. Nie byłam w stanie wstać, ale musiałam iść do pracy, jeśli nie chciałam zostać wywalona z mieszkania. Wstałam ostatnimi siłami. Poszłąm wziąć prysznic. Rozebrałam się, weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę. Była trochę za gorąca, ale nie przeszkadzało mi delikatne parzenie skóry. Gdy zaczynało już toche za mocno boleć, wyłączyłam ciepłą wodę, a włączyłam zimną. Przyjemne uczucie chłodzenia skóry delikatnie mnie rozbudziło. Gdy byłam już w zupełności obudzona, wyszłam spod prysznicu, wzięłam wcześniej przygotowane ubrania, ubrałam się, delikatnie pomalowałam, tylko po to, żeby nie było widać wyczerpania na mojej twarzy. Posprawdzałam wszystkie okna w mieszkaniu i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Gdy już dotarłm do miejsca pracy, zauważyłam, że przyszłam w samą porę, Były godziny szczytu i panował haos. Weszłam do środka, poszłam na zaplecze, zdjęłam kurtkę, założyłam fartuszek i poszłam obsługiwa klientów. Wzięłam kartki i długopis. Nie patrząc do góry obsługiwałam każdego klienta po kolei.
- W czym mogę służyć? - zapytałam gdy podszedł do mnie kolejny klient.
- Poproszę capuccino. - usłyszałam. Podniosłam wzork do góry, od razu gdy rozpoznałam ten głos.
- To ty. - powiedziałam patrząc na osobę stojącą przede mną.