czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 17.

Oderwałam się od chłopaka. Spojrzałam na niego i szybko wysiadłam z auta. Pobiegłam w stronę klatki schodowej. Wbiegłam na piętro na którym mieszkałam, otworzyłam z impetem drzwi i zatrzasnęłam je. Oparłam się o nie, schowałam twarz w dłonie i popłakałam się. Usłyszałam szybkie kroki na schodach, moje serce przyśpieszyło. Pomyślałam wtedy, że to Chanyeol, usłyszałam pukanie. Nie odezwałam się. Znowu pukanie, a ja nadal nic się nie odzywałam. Uderzenie w drzwi. Przestraszona podskoczyłam i zasłoniłam swoje usta dłonią, żeby nie wydać żadnego dźwięku.
- Shus! - usłyszałam. - Otwórz te cholerne drzwi! - to nie był głos Yeola.

*Serine*
Popatrzyłam na chłopaka. Znowu się rozpłakałam. To co ten chłopak ze mną robił było nie do pomyślenia. Nigdy w życiu tak się nie zachowywałam, a teraz? Jego uśmiech, głos, nawet zapach sprawiają, że czuję w brzuchu motyle, a w tej chwili nie mogłam uwierzyć w to co on powiedział.
- Powtórz to. - powiedziałam. Chłopak uśmiechnął się.
- Kocham cię. - powiedział z uśmiechem.
- Jeszcze raz. - to tak pięknie brzmiało.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię. - zaśmiał  się. Widziałam w jego oczach iskierki radości. Nie mogłam się powstrzymać. Uśmiechnęłam się.
- Powiedz to jeszcze raz, błagam. - powiedziałam z szerokim uśmiechem. Byłam taka szczęśliwa.
- Kocham cię Serine. - Kai wstał ze mnie. Podbiegł do okna, otworzył je. - Kocham Serine, jest tylko moją kobietą i nikt ma się do niej nie zbliżać! - wykrzyczał przez okno. Odwrócił się w moją stronę. Moja radość wypełniała cały pokój, jak nie cały dom. Podniosłam się i podbiegłam do niego. Rzuciłam mu się na szyję. Pocałowałam go. Objął mnie w talii. Podniósł do góry. Oderwał swoje usta od moich. Popatrzył mi w oczy.
- Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. - uśmiechnęłam się. Kai postawił mnie na podłodze.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jaka radość i szczęście w tej chwili mnie przepełniają. - te słowa były jak miód na moje serce. W końcu poczułam, że mogę być szczęśliwa. Czułam się niesamowicie, ale niestety tą chwilę przerwał dzwoniący telefon bruneta. Oboje równocześnie na niego spojrzeliśmy.
- Niech dzwoni. - powiedział do mnie chłopak, nadal mnie obejmując.
- Odbierz, może to coś ważnego. - uśmiechnęłam się. Popchnęłam go lekko w stronę szafki na której leżał jego telefon. - No już, odbierz. - puściłam mu oczko.
- No już dobrze. - uniósł ręce w górę w znaku poddania się. Podszedł bliżej szafki, podniósł telefon. Spojrzał na numer i potem na mnie. Jego mina nie była już taka radosna. Przestraszyłam się. Kai przejechał ręką po włosach i odebrał telefon.
- Halo. - powiedział poważnym głosem. - Dzisiaj? Dobrze, będziemy. - powiedział niskim głosem i rozłączył się. Spojrzał na mnie.
- Stało się coś? - zapytałam z poważną miną, krzyżując ręce na piersiach. Chłopak uśmiechnął się tylko. Podszedł do mnie i złapał moją dłoń.
- Poznasz dzisiaj moich braci. - jego uśmiech był delikatny, ale i pełen zdenerwowania.
- To ilu ty ich masz? - starałam się rozładować jakoś atmosfere.
- To nie są tacy rodzeni bracia. - sprostował. - Wiążę z nimi najwspanialsze wspomnienia z dzieciństwa. W pewnym momencie nawet zastępowali mi moją rodzinę gdy zostałem całkowicie sam. Na pewno Shus opowiadała ci, że mieliśmy zespół. Rozpadł się przez jedno nie porozumienie i od tamtego momentu nie mieliśmy ze sobą kontaktów. I dzisiaj, po 3 latach mamy spotkać się ponownie. Wszyscy razem. - jego uśmiech zbladł. Puścił moją dłoń i oparł się o parapet. Nie chciałam drążyć tematu. Podeszłam do niego od tyłu. Objęłam go w talii i przytuliłam się do jego pleców.
- Będzie dobrze. - powiedziałam spokojnym głosem.
- Musi być. - powiedział nie odwracając się do mnie.

*Shus*
- Shus, otworzysz te drzwi czy mam je wyważyć? - osoba za drzwiami była naprawdę zdenerwowana, ale gdy po głosie rozpoznałam, że to nie Yeol mój strach ze mnie uleciał. Wstałam i nie patrząc przez wizjer po prostu otworzyłam drzwi. Chłopak wszedł do środka, nie oczekując nawet tego czy go zaproszę do środka. Poszedł kawałek dalej niż ja stałam. Zamknęłam drzwi, wzięłam głęboki wdech. Odwróciłam się w stronę chłopaka, który stał do mnie plecami. Widziałam po jego ruchach, że ciężko oddycha, był zgarbiony. Skrzyżowałam ręce na piersiach, a on wziął głęboki wdech, prostując się przy tym. Po paru sekundach odwrócił się w moją stronę. Ostatnio jego twarz widziałam jakiś tydzień temu. Zrobiło mi się źle. Wiedziałam, że nie powinnam była go wpuszczać do środka, że to może się źle skończyć, ale gdy tylko usłyszałam jego głos za drzwiami poczułam dziwne ukłucie tęsknoty za nim. Za jego dłońmi, za jego ramionami wokół mnie. Za jego zapachem, za jego obecnością. Patrzyliśmy chwilę w swoje oczy. Nagle poczułam pragnienie pocałowania go. Było tak silne, że ledwo udawało mi się je powstrzymywać. Jednak nie musiałam dłużej tego robić. Chłopak szybko i pewnie podszedł do mnie. Wplótł swoją dłoń w moje włosy i mocno przycisną swoje usta do moich. Objęłam go w szyi. To był naprawdę mocny pocałunek. Z taką siłą przyciskaliśmy swoje ciała wzajemnie, że brakowało mi już powoli tchu. Gdy jednak moje płuca bardzo tęskniły za tlenem, oderwałam się od chłopaka na tyle, na ile pozwoliły mi jego ramiona. Popatrzyłam mu w oczy. Nie mogłam dłużej tego znieść. Przytuliłam swoją głowę do jego klatki piersiowej, a z moich oczu delikatnie połynęła jedna łza.
- Tęskniłem, wiesz? - zagadał chłopak, jedną ręką obejmując mnie w talii, a drugą głaszcząc moje włosy. Chciałam mu powiedzieć prawdę, że ja też za nim tęskniłam, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Usłyszałam otwieranie drzwi. Zapomniałam zamknąć je na klucz. Oderwałam się delikatnie od chłopaka i spojrzałam w stronę drzwi. Stał tam Chanyeol.
- Chan, ja.. - nie zdążyłam dokończyć, brunet szybko odwrócił się i wybiegł z mieszkania. Chciałam za nim pobiec, lecz dłoń chłopaka zacisnęła się na moim nadgarstku. Spojrzałam na niego.
- Nie idź za nim. Daj mu to wszystko przemyśleć. - powiedział, a jego dłoń mocniej zacisnęła się na moim nadgarstku.
- Nie, nie chce go stracić! - krzyknęłam. - Puść mnie! - chłopak nie puszczał, nawet na mnie nie patrzył. - Puść mnie do cholery! - uderzyłam go w twarz. Spojrzał na mnie, wyrwałam mu swoją rękę i wybiegłam z mieszkania, po drodze łapiąc tylko kurtkę. Zbiegłam po schodach, wybiegłam z klatki schodowej, spojrzałam w lewo, nic, po prawo widziałam parę osób, ale i brązową czuprynę chłopaka, który biegł. To był Park. Pobiegłam za nim. Skręcił w prawo. W jakąś ślepą uliczkę, zwolniłam trochę. Poszłam za nim. Skręciłam w tą samą uliczkę. Znalazłam go skulonego za jakimś kontenerem. Podeszłam do niego. Nogi miał podciągniętę do siebie. Łokcie oparte o kolana, a dłońmi trzymał, a raczej szarpał się za włosy.
- Channie. - powiedziałam, brunet nawet na mnie nie spojrzał. - Chan, ja.. - chciałam dokończyć to zdanie, ale gdy spojrzał na mnie zobaczyłam jego czerwone oczy od płaczu. Wiedziałam, że to przeze mnie. Nie dawałam już sobie z tym rady. Uciekłam stamtąd, a z moich oczu płynęły łzy. Chciałam przebiec przez ulicę, usłyszałam tylko 'uważaj samochód!', potem pisk opon. Silne uderzenie w moje ciało i dźwięk łamanych kości, potem poczułam upadek i ciepło rozchodzące się po moim ciele, Wstałam ostatkami sił. Spojrzałam na tłum ludzi i na chłopaka, który mi się przyglądał i zaczął biec w moją stronę.
- Przepraszam. - powiedziałam i poczułam jak uderzyłam głową o ziemię.

1 komentarz: