czwartek, 16 lutego 2017

Rozdział 24.

[*W poprzednim rozdziale*
Wziąłem głęboki wdech zatrzymując powietrze w płucach i próbując usłyszeć co tam się dzieję. Na szczęście nic nie było słychać. Na szczęście lub nie szczęście. Nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka.]

Spojrzałem na puste łóżko. Moje serce zaczęło bić tak szybko, że nie mogłem połapać się w jego rytmie. Spojrzałem szybko pod łóżko. Torba Shus zniknęła. Wybiegłem szybko z sali.
- Gdzie jest pacjentka z tej sali? - zapytałem pierwszą napotkaną pielęgniarkę.
- Nazwisko? - uniosła brew.
- Meldark. - odparłem czując rosnące nerwy. - Shanti Meldark. - dodałem, a starsza Pani spojrzała w jakieś papiery.
- Powinna być w sali. - zmarszczyła brwi. - Nie ma jej tam? - spojrzała na mnie.
- Gdyby była to bym nie pytał. - odparłem oschle. - Jak wy w tym pieprzonym szpitalu pilnujecie pacjentów?! - krzyknąłem i kopnąłem w krzesełko obok mnie.
- Proszę się uspokoić. - powiedziała stanowczym tonem.
- Nie mam zamiaru się uspokajać! - ponownie krzyknąłem i podeszła do nas młodsza pielęgniarka.
- O co chodzi? - spojrzała na mnie mierząc mnie wzrokiem.
- Pacjentka zniknęła. - odparła za mnie ta starsza.
- Bo ktoś nie potrafił jej upilnować. - warknąłem wściekły.
- Jej nazwisko? - spojrzała na starszą pielęgniarkę, a potem znowu na mnie.
- Shanti Meldark. - odparłem próbując się uspokoić.
- Wypisała się godzinę temu na własne żądanie. - powiedziała patrząc na mnie jak na wariata.
- Co? - zapytałem ogłupiały. - Jak to? Był ktoś z nią? - spojrzałem na drzwi od sali Shus.
- Młody chłopak, Twojego wzrostu, może trochę niższy. - skinęła głową. Bez słowa rzuciłem się do biegu i po paru sekundach wybiegłem ze szpitala i zacząłem biec w kierunku swojego domu. Po paru chwilach wpadłem do domu rozwścieczony.
- Luhan? - spojrzał na mnie Byun. Spojrzałem wściekły na niego. - Co się stało?
- Shanti nie ma w szpitalu. - powiedziałem powoli oddychając bardzo ciężko i głęboko.
- Że co? - odezwała się Serine. Spojrzałem na nią. Była cała blada.
- Na milion procent jest pewien, że To Xiumin ją zabrał ze szpitala, bo podobno wyszła na własne żądanie. - uderzyłem z całej siły pięścią w ścianę. Spojrzałem na ścianę i zobaczyłem, że zrobiłem w niej dziurę. Oparłem się dłonią na ścianie próbując w jakikolwiek sposób opanować swoje nerwy.
- Luhan co Ci powiedzieli w szpitalu? - podszedł do mnie D.O.
- Że Shus wyszła na własne żądanie i, że był z nią młody chłopak w moim wzroście lub troszeczkę niższy. - spojrzałem na niego i osunąłem się po ścianie na ziemię. Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Jedyne czego w tym momencie chciałem to dorwać go w swoje ręce i rozerwać na strzępy.
- Musimy pomyśleć nad tym gdzie on mógł ją zabrać. - odezwała się Sisi. - Przecież znaliście go tyle czasu, na pewno wiecie o nim coś co mogło by nam pomóc w odnalezieniu jej. - zacząłem się nerwowo śmiać.
- Mówisz, że znaliśmy go długo? - podniosłem się z nerwami. - A powiedz mi, który z nas wiedział o tym, że on ją kurwa zgwałci?! - wybuchnąłem. - Przez niego Shus była tyle czasu w śpiące, przez niego była taka połamana, przez niego straciła pamięć! - krzyknąłem jej prosto w twarz.
- Stary, uspokój się. - złapał mnie za ramię Kai. Dopiero teraz zauważyłem, że Serine płaczę.
- Boże, przepraszam. - powiedziałem do niej przestraszony tym jak bardzo nad sobą nie panuję. - Serine ja.. Ja nie chciałem.. - zająkałem się.
- Nic nie szkodzi Luhan, rozumiem Cię. - powiedziała uspokajając płacz. Złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie po czym mocno przytuliłem do siebie. - Odnajdziemy ją Sisi, ale musisz mi w tym pomóc. - szepnąłem jej do ucha.
- Jak mam to zrobić? - odszepnęła przytulając się do mnie.
- Opowiem Ci wszystko później, ale chłopacy nie mogą o tym wiedzieć. - pocałowałem ją w głowę i odsunąłem ją od siebie, żeby spojrzeć jej w oczy. - Damy sobie rade, odnajdziemy ją. Całą, żywą i zdrową. - powiedziałem patrząc intensywnie w jej oczy.
- Wierzę Ci Luhan, wierzę Ci. - powiedziała cicho po czym przytuliła się do Kaia. Spojrzałem na resztę.
- Musimy wrócić do naszej starej dormy. - powiedziałem pewnym głosem. Czułem, że jeśli ja tego nie zorganizuję to nikt tego nie zrobi. - Na pewno znajdziemy coś co nam się przyda w odnalezieniu Shus. Musimy jeszcze zadzwonić po Sehuna i skontaktować się jakoś z Chanyeolem, ale w taki sposób, żeby Xiumin o tym nie wiedział. Nie może wiedzieć o tym, że my wiemy, że on ma Shus, a w ostateczności skontaktujemy się z jej bratem.
- Nie ma opcji. - odezwał się Suho.
- Dlaczego? - spojrzałem na niego zdziwiony.
- Przecież on jest psychopatą, on sam ją prawie skrzywdził. - pokręcił głową.
- Właśnie, jest psychopatą, a tylko psychopata zrozumie psychopatę. - spojrzałem po wszystkich. - Musi nam się udać, musi. - powiedziałem cicho tak, że chyba tylko ja to słyszałem. Spojrzałem na Serine. Skinęła mi delikatnie głową na znak, że rozumie. Musimy wszystko sami zorganizować, nie możemy wmieszać w to policji. Jeśli ktoś ma to zrobić to my.
- Damy sobie rade. - powtarzałem to jak mantrę chcąc chyba samemu w to uwierzyć. Usłyszałem dźwięk połączenia. Spojrzeliśmy wszyscy na telefon. Podszedłem do niego powoli, wziąłem głęboki wdech i odebrałem go.
- Tak słucham? - powiedziałem niepewnym głosem. - Kto mówi? - zmarszczyłem brwi. - Nie, nie ma takiej opcji. - spojrzałem na resztę. - Nie! - krzyknąłem i rzuciłem telefonem w ścianę.
- Kto dzwonił? - zapytała Serine.
- Matka Shus.

czwartek, 9 lutego 2017

Rozdział 23.

Spojrzałem z wściekłością na rozbity telewizor na ziemi. W pomieszczeniu panowała przerażająca cisza, było słychać tylko mój głośny i ciężki oddech i gdzieś w tle płaczącą po cichu Serine. Nie wiedziałem co mam zrobić. Usiadłem na ziemi jeszcze ciężej oddychając. Musiałem coś zrobić. Nie pozwolę na to aby stała się jej ponownie jakakolwiek krzywda. Jest dla mnie wszystkim. Całym moim życiem i oddam za nią całe swoje życie. Jestem pewny, że ona to ta jedyna. Ona to ta którą chcę poślubić, z którą chcę mieć dzieci, którą codziennie rano chce witać z uśmiechem mając ją w swoich ramionach i zasypiać z nią z myślą, że tak ma właśnie być, bo kocham ją z całych sił i wiem, że ona mnie również. Moje maleństwo. Moja mała Shus..
Shus była w szpitalu. Całkiem sama. Szybko się zerwałem i bez słowa wybiegłem ze swojego domu biegnąc z całych sił w stronę szpitala.

*Shus*
Leżałam nieruchomo na swoim łóżku w sali. Obudziłam się kilka minut temu ze straszliwym przerażeniem, że coś się stało, na szczęście kilka wdechów pomogło mi uspokoić swoje nerwy. Do sali weszła pielęgniarka i spojrzała na mnie spod ciemnych brwi delikatnie je marszcząc.
- Coś nie tak? - zapytałam zachrypniętym głosem. Pokręciła głową i bez słowa wyszła z sali. Pokręciłam delikatnie głową i opadłam nią na miękką poduszkę. Po kilkunastu minutach usłyszałam, że ktoś wchodzi do sali więc spojrzałam na tą osobę. To był starszy mężczyzna z ciepłym uśmiechem
na twarzy.
- Shanti Meldark? - uniósł pytająco, ale zabawnie brew.
- Tak. - uśmiechnęłam się próbując się nie zaśmiać.
- Miała się Pani obudzić dopiero za dwa dni. - spojrzał w moją kartę, a potem na mnie, na mojej twarzy musiało widnieć coś w rodzaju strachu, bo uśmiechnął się miło do mnie. - Spokojnie, to, że Pani się obudziła oznacza, że Pani nowe serce współpracuję z Panią z całych sił. - dodał miło na co rozszerzyłam delikatnie oczy.
- Jak to nowe serce? - przełknęłam ciężko ślinę.
- Nie pamięta Pani? - zmarszczył brwi na co pokręciłam głową. - Miała Pani operację serca, bo Pani serce już nie wytrzymywało. Operacja było potrzebna natychmiastowo, ale na szczęście i nie szczęście udało się znaleźć odpowiedniego dawcę i najwidoczniej jego serce jest na tyle silne, że wybudziło Panią ze śpiączki. Proszę się niepotrzebnie nie niepokoić, wyniki idą w jak najlepszą stronę, więc za tydzień będzie mogła Pani wyjść ze szpitala i wrócić do może bardziej spokojnego życia, ale zawsze to coś. - powiedział ciepłym głosem na co delikatnie się uspokoiłam i pokiwałam głową.
- Dziękuję Panu, Panie doktorze. - powiedziałam miłym, mniej zachrypniętym głosem.
- Nie ma Pani za co. To moja praca, a widok potem szczęśliwych rodzin daję mi wystarczającą w zupełności nagrodę. - uśmiechnął się i wyszedł z sali, a ja już spokojniejsza z powrotem opadłam głową na poduszkę i zamknęłam oczy. Udało mi się zasnąć na jakąś godzinę, ale ponownie się obudziłam i nie mogąc zasnąć wzięłam delikatny wdech kręcąc głową.
Wpatrywałam się w sufit stukając palcami w łóżko i myśląc nad tym wszystkim co się stało, gdy do sali znów ktoś wszedł. Pomyślałam, że to znowu lekarz, więc spojrzałam w stronę drzwi. To nie był lekarz. Stał tam jakiś chłopak i uparcie wpatrywał się we mnie. Zmarszczyłam podejrzliwie brwi.
- Jesteś kimś kogo nie pamiętam, prawda? - zapytałam dalej zachrypniętym głosem i przełknęłam ciężko ślinę. Pokręcił głową i gdy znowu na mnie spojrzał miał na twarzy wyraz ulgi.
- Może teraz mnie nie pamiętasz, ale spokojnie - zaśmiał się cicho. - Na pewno sobie przypomnisz. - dodał i podszedł do mojego łóżka kiwając głową delikatnie na boki.

*Serine*
Gdy Luhan wybiegł z domu, Byun pobiegł za nim. Domyślałam się gdzie biegnie blondyn. Nie miałam już siły. Nie miałam siły dalej udawać, że jestem silna, więc osunęłam się na sofę z ramion Kaia i rozpłakałam się jeszcze mocniej. Kai ukucnął przede mną kładąc swoje dłonie na moich kolanach.
- Sisi. - powiedział cicho i opiekuńczo. Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez i pokręciłam słabo głową. - Sisi - powtórzył pewniej i dotknął mojego policzka.
- Boję się Kai, kurewsko się boję, że on znowu coś jej zrobi. - szepnęłam trzęsąc się delikatnie z płaczu. Podniósł się i usiadł obok mnie, obejmując mnie całą. Pocałował mnie w głowę i oparł na niej usta kołysząc nami delikatnie. Nie odezwał się nawet słowem. Wiedziałam, że on też się tego boi. Tak jak wszyscy. Dalej panowała już tylko cisza. Przerażająca cisza, która z każdą minutą napawała nas coraz gorszym niepokojem. Niepokojem o życie Shus, naszej Shus, która już wcześniej została bardzo skrzywdzona.
- Obiecuję Ci Kai, jeśli on znowu coś jej zrobi, zabije go gołymi rękoma. - powiedziałam to lodowatym głosem, zupełnie pozbawionym emocji. Byłam pewna tego co powiedziałam. Poczułam jak serce chłopaka przez moment szybciej zaczęło bić, ale on tylko westchnął w moje włosy. Zamknęłam oczy w nadziei, że moja mała siostrzyczka śpi spokojnie i, że jest już przy niej Luhan.

*Chanyeol*
Spojrzałem na zachodzące słońce. Przypominały mi się stare dobre czasy gdy Shus siedziała obok mnie szczęśliwa, a ja obejmowałem ją opowiadając jej jakie mam plany wobec niej. Wszystko miało być takie piękne. Gdy Shus miała skończyć 24 lata mieliśmy się pobrać. Wyjechać gdzieś gdzie tylko będzie się jej marzyło, żebyśmy po prostu byli gdzieś sami. Tylko my i nasze plany. Tymczasem siedzę w hotelu jak jebany tchórz, bo po raz kolejny wtrącił się w to wszystko ten pieprzony blondyn. Ale.. To nie jest wina Luhana. Nie można cały czas walczyć z uczuciami. Trzeba się im w końcu poddać. Chociaż raz w życiu pozwolić sobie na bycie szczęśliwym. Jeśli Shus będzie z nim szczęśliwa odejdę, ale to nie będzie takie łatwe. Podniosłem się z łóżka i podszedłem do wielkiego okna. Wsunąłem dłonie do kieszeni i wziąłem głęboki wdech odchylając głowę delikatnie do tyłu. Myślałem nad tym wszystkim co wydarzyło się przez ostatni tydzień. Była taka szczęśliwa, że w końcu coś sobie przypomniała, że w jej głowie ta wielka, czarna pustka zostaję powolutku wypełniona, ale nie. Znowu musiało się coś wydarzyć. I znowu ten pieprzony Luhan. Gdyby nie on nie wybiegł bym z mieszkania, nie pobiegła by za mną i nie wpadła by pod ten pieprzony samochód. Uderzyłem wściekły pięścią w okno. Spuściłem głowę w dół głęboko oddychając, próbując się uspokoić. Poczułem łzy na policzkach. Łzy bezsilności. Osunąłem się na ziemię i oparłem się plecami o szybę. Zgiąłem nogi w kolanach, a na nich oparłem łokcie, dłonie wsuwając we włosy. Zacisnąłem je mocno zagryzając wargi i zaciskając mocno oczy. Szarpnęło mnie delikatnie od nasilającego się płaczu. Zaciskałem coraz mocniej dłonie we włosach gdy moje ciało zaczęło się trząść. Rozpadałem się. Czułem to cholernie mocno i wiedziałem, że albo coś z tym zrobię albo już po mnie.

*Luhan*
Wpadłem do szpitala nie zwracając uwagi na nic. Pobiegłem od razu w stronę sali Shus, ale zatrzymała mnie pielęgniarka.
- Kim Pan jest? - zapytała patrząc na mnie spod ciemnych brwi.
- O co Pani chodzi? - zapytałem zdyszany.
- Chcę Pan wejść do pacjentki, więc pytam kim pan jest. - wyjaśniła spokojnie.
- Jestem jej chłopakiem i naprawdę nie mam czasu na tą rozmowę. - skinąłem jej głową i udałem się pod drzwi od odpowiedniej sali. Wziąłem głęboki wdech zatrzymując powietrze w płucach i próbując usłyszeć co się tam dzieję. Na szczęście nic nie było nie słychać. Na szczęście albo nie szczęście. Nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka.

       _______________________________________________________________________________
Hej wszystkim! Powróciłam! Mam nadzieję, że moje opowiadanie tego co mi siedzi w głowie w jakiś sposób się poprawiło, a nie pogorszyło. Rozdziały będę wstawiać regularnie co tydzień w każdy czwartek. Mam nadzieję, że będą wam się podobać jak dotychczas. Miłego dnia słoneczka!

środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 22.

*W poprzednim rozdziale*
[- Ej ludzie. Chwila ! – krzyknąłem by uspokoić rozweselonych ludzi. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Co jest? – zapytał Byun.
- Gdzie jest Chanyeol?  - zapytałem.]

- Staraliśmy się do niego dodzwonić. – powiedział Sehun.
- Ale z marnym skutkiem. – dodał Chen.
- Myśleliśmy, że może ty wiesz co z nim, z tego co wiemy, to ty go ostatni widziałeś. – dopowiedział D.O. Westchnąłem i pokręciłem głową. Złapałem się za głowę zastanawiając się co się stało z człowiekiem, który kilkanaście godzin temu próbował mnie zabić.
- Widziałem go wczoraj w parku, nabił mi ładnych parę siniaków. – powiedziałem i wskazałem na swoje oko, które było mocno fioletowe.
- Dlaczego? – odezwał się Suho.
- Długa historia. – westchnąłem.
- Mamy czas. – uśmiechnął się Chen. –Chodźmy do ciebie, napijemy się sake i pogadamy o wszystkim. Dawno się nie widzieliśmy. – objął mnie ramieniem i z uśmiechem na ustach podążyliśmy w stronę mojego domu.

*Pół godziny później*
Siedzieliśmy już wszyscy u mnie w salonie. Nalałem wszystkim sake, tylko sobie zrobiłem herbatę. Jakoś nie miałem ochoty pić teraz, wolałem mieć trzeźwy umysł. Nadal zastanawiało mnie to gdzie podział się Yeol.
- No więc.. – zaczął Baekhyun, a ja na niego spojrzałem.
- Powiesz nam o co chodzi z Yeolem? – zapytał Suho. Wydawał się jakiś ożywiony, bardziej niż dotychczas. Spojrzałem na swoje dłonie.
- Więc chyba pora przypomnieć sobie dawne czasy. – powiedziałem cicho. Uniosłem wzrok na D.O. – Chłopacy, pamiętacie dlaczego rozpadł się nam zespół? – powiedziałem z żalem i ogromnym bólem na wspomnienie dawnych czasów.
- Wolelibyśmy nie pamiętać. – powiedział słabo Lay. Popatrzyłem na niego i znowu spojrzałem na swoje dłonie. – Ale nie da się wymazać z pamięci tego co zrobił Xiumin. – wypowiedział jego imię z największym obrzydzeniem jakie kiedykolwiek od kogokolwiek słyszałem. Na dźwięk tych słów przypomniało mi się wszystko. Shus w szpitalu, te jej wiotkie ciało poranione w tylu miejscach, połamana miednica, złamany nos, połamane obie nogi, te wszystkie operacje, potem jej śpiączka, rozprawa sądowa, koniec zespołu, urwany kontakt. Tamta sytuacja strasznie nas wyniszczyła, a teraz siedzimy tutaj jak gdyby nigdy nic i rozmawiamy sobie, po trzech długich latach rozłąki.
- Kiedy on wychodzi? – zapytał Kai. Wszyscy popatrzyliśmy na niego.
- Mam nadzieję, że nie prędko. – warknąłem. Na myśl, że mógłby znowu zbliżyć się do Shus i po raz kolejny jej coś zrobić wszystkie włosy stawały mi dęba, adrenalina natychmiast obezwładniała moje ciało, serce przyśpieszało, stawałem się agresywny. Oddychałem chwilę głębiej, aby się uspokoić. Gdy już całkowicie się uspokoiłem spojrzałem na Serine.
- Mówiłaś jej coś kiedykolwiek o przeszłości? – zapytałem.
- Nie, obiecałam wam przecież, że nigdy jej nie wspomnę o tym, że jestem jej siostrą. – powiedziała i wtuliła się w Kaia.
- Dobrze, wierzę ci, ale boję się, że ona sobie to wszystko przypomni, wolałbym, żeby ona o tym nie pamiętała. – pokręciłem głową.
- Może lepiej by było gdyby wiedziała. – powiedział cicho Sehun. Spojrzałem na niego agresywnie.
- Zwariowałeś? – wstałem i podszedłem do niego. – Ty  jesteś ułomny czy tylko takiego udajesz? – zapytałem i złapałem go za koszulę. Działo się ze mną coś strasznego, nie umiałem panować nad emocjami.
- Stary. – powiedział Suho i złapał mnie za ramię. – Uspokój się. – powiedział i odciągnął mnie od Sehuna. Popatrzyłem na podłogę, potem na Sehuna. Na szczęście był spokojny, opanowany.
- Przepraszam stary, ale wiesz jak się o nią martwię. – powiedziałem i wyciągnąłem dłoń w jego stronę. Spojrzał na nią, a po chwili zbił mi piątkę.
- Wiem stary, ale zrozum, że my też. Ona jest dla nas jak siostra i uwierz, że nigdy więcej nie pozwolimy by stała się jej jakakolwiek krzywda. – popatrzyłem na niego. Pokiwałem głową i usiadłem z powrotem na swoje miejsce.
- Nikt z nas nie mógł spodziewać się tego, że Xiumin aż tak sfiksuje po tym jak Shus go odrzuci. – powiedział Byun. Razem z Xiuminem byli dla siebie jak bracia, z resztą jak każdy z nas dla siebie, ale u nich to było mocniejsze. Więcej czasu ze sobą spędzali, więcej rozmawiali niż z nami wszystkimi. On odczuł wielki ból z powodu nie tylko tego co się stało Shanti, ale też z tego powodu, że zrobiła to osoba, na której zawsze mógł polegać, której ufał bezgranicznie.
- Chłopacy, chłopacy ! – powiedział Chen przerażonym głosem, aby zwrócić na siebie naszą uwagę, wskazywał na coś. To był telewizor, który włączyłem, aby leciało coś po cichu w tle. W tej chwili na wielkim ekranie widniało wielkie zdjęcie bruneta. Leciały wiadomości. Wziąłem pilot o podgłosiłem telewizor. ‘Na wolność wychodzi sławny członek zespołu EXO, który rozpadł się 3 lata temu, po tragicznym wypadku, który przytrafił się dziewczynie jednego z członków tego ów zespołu. Min Seok wychodzi po 4 letnim pobycie w więzieniu za gwałt i pobicie z okropnym okrucieństwem młodej kobiety Shanti Meldark, która w dniu tego wypadku miała 18 lat. Przez 3 lata leżała w śpiączce, po wybudzeniu się przeprowadziła się do mało znanej dzielnicy. Min Seok, który został skazany na 10 lat pozbawienia wolności, wychodzi już za miesiąc za dobre sprawowanie. Miejmy nadzieję, że już żadna kobieta nie zostanie tak okrutnie potraktowana jak nasza młoda panna Meldark. Dziękuję za wysłuchanie, a teraz prognoza pogody.’
Wyłączyłem telewizor, spojrzałem na wszystkich. Stali w ciszy wpatrując się we mnie. Serine popłakała się, Kai ją mocniej objął. Rzuciłem pilotem o przeciwległą ścianę, który rozpadł się w drobny mak.
- Nie! – krzyknąłem i zrzuciłem telewizor z szafki.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu! ;*

wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 21.

Popatrzyłam na chłopaka, którego przed chwilą nie poznawałam, a teraz? Teraz czuję, że ten chłopak jest dla mnie całym światem. Z moich oczu popłynęły łzy.
- Luhan. – powtórzyłam. Chłopak niepewnie podszedł do mnie. Złapał mnie za moją dłoń.
- To ja was zostawię. – powiedziała Sisi. Nie patrząc na nią, tylko na blondyna kiwnęłam delikatnie głową. Chłopak usiadł obok mnie na łóżku. Nadal trzymając mnie za rękę.
- Jak tylko usłyszałem, że leżysz w szpitalu natychmiast przybiegłem, żeby zobaczyć co z tobą. – powiedział słabym głosem, ale nadal patrząc głęboko w moje oczy.
- Tęskniłam. – powiedziałam słabym głosem i wtedy przypomniało mi się prawie wszystko. To z nim rozmawiałam w swoim mieszkaniu, całowaliśmy się, potem przyszedł ten chłopak, który był tu wcześniej, ale to jest mało ważne.
- Całowaliśmy się. – powiedziałam pewnym głosem.
- Tak. – przytaknął chłopak.
- I jak było? – spojrzałam na nasze splecione dłonie. Blondyn złapał mnie za podbródek i zmusił, abym na niego spojrzała. Wyczekiwałam odpowiedzi, ale on tylko zbliżył swoją twarz do mojej. Musnął delikatnie moje usta, oparł swoje czoło o moje.
- Kocham Cię Shus. Kocham. – poczułam jego ciepły oddech na swojej twarzy. Poczułam jak moje serce przyśpiesza.
- Ja ciebie też kocham. – powiedziałam i poczułam straszne ukłucie w klatce piersiowej. Przyłożyłam mocno swoją dłoń do miejsca gdzie miałam serce. – Luhan. – powiedziałam słabo i zasłabłam.

*Luhan*
- Lekarza ! – krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem układając Shus na plecach. Do Sali wpadła pielęgniarka.
- Co się stało? – zapytała podbiegając do mnie i patrząc na monitory, które były podłączone do Shus.
- Nie.. nie mam pojęcia, złapała się za klatkę piersiową i zasłabła. – powiedziałem przerażony. Wybiegła z Sali, po chwili wracając z lekarzem. Szepnął jej coś na ucho, a mnie wyprowadził z sali.
- Gdzie ją zabieracie? – zapytałem gdy wyjeżdżali z jej łóżkiem z sali.
- Na sale operacyjną, jest jej potrzebna natychmiastowa pomoc. Na szczęście mamy odpowiedniego dawcę dla niej. Wszystko będzie dobrze. – powiedziała i poklepała mnie pocieszająco po ramieniu. Usiadłem załamany na krzesełku w poczekalni i wyciągnąłem telefon. Wykręciłem szybko numer.
- Halo, Shus będzie miała operację. Dzisiaj. Przyjedzcie jak najszybciej. – powiedziałem i nie czkając na odpowiedz rozłączyłem się. Wykonałem jeszcze telefon do Serine, która najszybciej przybyła do szpitala.
- Oh, Luhan. – powiedziała i przytuliła mnie. Miała zaczerwienione i spuchnięte oczy. – Wszystko będzie dobrze. – powiedziała.
- Wiem, muszę być silny. – powiedziałem.

*Kilka godzin pózniej*
Z Sali operacyjnej wyszła pielęgniarka. Podeszła do mnie i do Sisi.
- Z naszą pacjentką jest już wszystko w porządku, wszczepiliśmy jej nowe serce, będzie musiała poleżeć kilka dni w śpiączce, aby je organizm przyjął obcy organ, więc lepiej będzie jak państwo pojadą do domu. – powiedziała z pocieszycielskim uśmiechem i odeszła od nas.
- Ona ma rację. – usłyszałem głos za nami. – Chodźcie, pojedziemy do domu. – odwróciłem się w stronę osób, które stały za nami. Moje oczy naszły łzami. Nie mogłem uwierzyć.
- Chłopacy, tak strasznie tęskniłem. – powiedziałem i przytuliłem się do osób, których nie widziałem ładnych parę lat. Moi bracia. Oni wrócili.
- To co jedziemy do nas ? - zapytał Kai podchodząc do Sisi i łapiąc ją za rękę. Spojrzeli na siebie.
- Tak, jedźmy. - wyszliśmy wszyscy ze szpitala. Byłem już spokojniejszy, ale nadal coś nie dawało mi spokoju.
- Ej ludzie. Chwila ! - krzyknąłem by uspokoić rozweselonych ludzi. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Co jest? - zapytał Byun.
- Gdzie jest Chanyeol? - zapytałem.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 20.

Zdziwiony popatrzyłem na niego, ale w końcu wstałem, podałem mu rękę, ale on nie przyjął mojej pomocy i sam wstał. Popatrzyłem na niego, po czym usiadłem na najbliższej ławce, wyjąłem z kieszeni chusteczki, wyjąłem jedną i podałem paczkę Yeolowi, popatrzył na mnie zdziwiony, ale wziął jedną zaczął wycierać swoje dłonie, ja natomiast wytarłem najdelikatniej jak mogłem nos i resztę twarzy i wyrzuciłem chusteczkę za siebie.
- Nie możesz śmiecić w parku. – powiedział brunet, spojrzałem na niego poirytowany.
- Ty akurat nie powinieneś mi mówić co mogę robić a czego nie. – powiedziałem wściekły.
- Przepraszam cię stary. – powiedział, patrzyłem na swoje buty czekając aż wytłumaczy mi co tu się do cholery przed chwilą stało. – To wszystko przez to co stało się wczoraj. – spojrzałem na niego.
- Stary, to był zwykły pocałunek, nie musiałeś od razu mi całej mordy obijać. – powiedziałem sfrustrowany.
- To ty o niczym nie wiesz. – powiedział szczerze zaskoczony Chan.
- O czym nie wiem? – powiedziałem przestraszony i wstałem z ławki.
- Shus.. Ona.. – głos mu się łamał. – Ona leży w szpitalu. – otworzyłem szeroko oczy i biegiem rzuciłem się w stronę najbliższego szpitala.

*Shus*
Nie mogłam się śmiać, ale przy Serine było to niemożliwe więc co chwile bolały mnie moje poskładane dopiero co żebra. Najwidoczniej starała się odwrócić moją uwagę od tego co się stało.
- Wiesz bałam się. – powiedziała nagle zmieniając temat.
- Czego? – zapytałam zaskoczona.
- Tego, że nie będziesz pamiętać kim jestem. – powiedziała i spojrzała w na swoje splecione dłonie, bawiąc się pierścionkiem na palcu wskazującym.
- Serine, nie będę cię okłamywać. Na początku jak weszłaś, nie poznałam cię. – spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma. – Ale gdy usłyszałam twój głos od razu mi się wszystko przypomniało. Wszystko, naprawdę. To jak mi pomogłaś, jak zabrałaś mnie dosłownie z ulicy i przygarnęłaś do siebie, jak zaproponowałaś, żebym pracowała z tobą, jak wzięłaś nawet na siebie tego dręczącego dupka, mojego sąsiada. – zaśmiałam się. – Nie da się tak łatwo zapomnieć o osobach, które się kocha i którym zawdzięczasz swoje życie. – uśmiechnęłam się pocieszająco jedną dłonią łapiąc ją za przedramię. W jej oczach zobaczyłam łzy. – Ej nie płacz malutka. – powiedziałam.
- Tak bardzo się bałam, że cię stracę. – powiedziała cicho i przytuliła swoją głowę do mojego obolałego brzucha. Zassałam powietrze z bólu. Ona szybko podniosła głowę i przeprosiła.  – Obiecaj, że nigdy więcej mi czegoś takiego nie zrobisz. – powiedziała poważnie. Uniosłam dwa  place do góry.
- Obiecują. – powiedziałam i wtedy znowu usłyszałam pukanie. Spojrzałyśmy na siebie, wzruszyłam ramionami.
- Proszę. – powiedziałam i do mojej sali wszedł mój lekarz. Starszy człowiek, około 60, siwe włosy i bardzo pogodna twarz. Miał jasną cerę, ale nie chorobliwie jasną jak ja.
- Dzień dobry, a raczej dobry wieczór. – uśmiechnął się.
- Dobry wieczór. – powiedziałam, a Serine tylko kiwnęła głową. – Jakieś wieści? – zapytałam delikatnie ściskając jej dłoń. Pan Robinson spojrzał na nasze dłonie i znowu się uśmiechnął.
- Nic strasznego panienko. – spojrzał na mnie tymi swoimi inteligentnymi oczami. – Oprócz jednej. – powiedział patrząc na moje wyniki. Serce mi stanęło. Przełknęłam ślinę.
- Jakiej? – zapytałam słabym głosem.
- Będziesz musiała u nas zostać przez jeszcze pewien czas na obserwacji, bo zauważyliśmy jakieś szumy przy biciu twojego serca, chcemy sprawdzić czy to przez wypadek czy może coś poważniejszego. – jego głos był stonowany i poważny. Moja mina musiała naprawdę być przerażona, bo szybko dodał. – Ale to na pewno nic poważnego. – nie odpowiedziałam nic tylko kiwnęłam głową. W duchu się modliłam, żeby było tak jak mówi. Usłyszałam zamknięcie drzwi, czyli lekarz wyszedł już z sali. Spojrzałam na Serine. Stała w milczeniu i patrzyła się na mnie, wyczekując aż odezwe się pierwsza. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknęłam. Ponowiłam tą czynność, ale w końcu się odezwałam.
- Więc.. Mam chore serce. – powiedziałam  obojętnie. – Wow. Dziwne uczucie.
- Czy Ty nigdy nie potrafisz być poważna? – zaśmiała się Sisi.
- A dlaczego miałabym być poważna? Czy coś się stało? – spojrzałam na nią z rozbawieniem.
- Nie no, skądże. – zaśmiała się i nagle ktoś wparował do sali. Spojrzałam na osobę z blond włosami, która patrzyła na mnie wielkimi oczami. Wydawał mi się znajomy. I wtedy to się stało.
- Luhan. – powiedziałam. 

środa, 6 kwietnia 2016

Rozdział 19.

Miałem już tego wszystkiego dość. Tego, że kolejny raz ją straciłem, tego, że byłem tak blisko od odzyskania jej i wszystko się spieprzyło. Przez niego. Od zawsze się wpieprzał pomiędzy mnie a Shus.
Dobrze wiedział, że jestem w niej zakochany jak idiota, ale pomimo tego próbował mi ją odebrać i w końcu mu się udało. Byłem niesamowicie wściekły, a alkohol w mojej krwi wszystko to jeszcze bardziej podburzał. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wystukałem szybko numer.
- Halo. – usłyszałem zaspany głos z drugiej strony. Ten dupek jeszcze śmie spać, czy on nie wie co się stało z Shus? Miałem ochotę zabić go przez ten telefon, mając przed oczyma widok ich całujących się i przytulonych do siebie, jak para kochanków.
- Masz 10 minut, żeby znaleźć się w parku niedaleko domu Shus. – warknąłem i nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się. Nie mogłem wysiedzieć w miejscu. Chodziłem w tą i z powrotem wyczekując z zniecierpliwieniem konfrontacji ze swoją największą konkurencją.

*Shus*
Gdy pielęgniarka skończyła zmieniać mi opatrunki, nadal obolała położyłam się znowu do łóżka. Włączyłam sobie telewizor, ale nie leciało nic ciekawego więc wyłączyłam go. Odwróciłam głowę w stronę okna, starając sobie przypomnieć cokolwiek sprzed wypadku. Jedyne co pamiętam to, że widziałam się z kimś, wybiegłam chyba ze swojego mieszkania, jakaś rozmowa, wbiegłam na ulicę i bum, przed tym wszystkim i potem całkowita i przerażająca pustka, a potem ten chłopak, który był u mnie dzisiaj. Najgorsze było to, że widziałam w jego oczach wyczekiwanie na to, że jakoś pocieszę go, ale ja nie mogłam go okłamać, że wiem kim jest. Przeraził mnie jego widok, te spojrzenie pełne miłości. On jest dla mnie obcym człowiekiem, chociaż doskonale wiedziałam, że ja znaczę dla niego coś więcej, że jestem kimś więcej niż tylko zwykłą znajomą czy koleżanką. Z moich myśli wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Proszę. – powiedziałam myśląc, że to pewnie lekarz z wynikami po ostatnich badaniach, ale gdy ktoś wszedł do środka i spojrzałam na tą osobę okazało się, że to jakaś dziewczyna. Nawet wysoka brunetka, śliczne brązowe oczy, włosy związane w warkocz. Patrzyła na mnie z wielkim wyrazem współczucia.
- Hej. – powiedziała. Ten głos.. Ja go skądś znam.. I wtedy w mojej głowie jakby pojawiła się znikąd jakaś eksplozja wspomnień z tą dziewczyną. Jej śmiech, uśmiech, wspólne wieczorne seanse horrorów, wspólna praca, obgadywanie klientów, to jak zabrała mnie z ulicy i przygarnęła do siebie, jak pomogła mi ułożyć sobie życie na nowo. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
- Dzięki bogu, Serine. – powiedziałam załamanym głosem.

*Luhan*
Po dziwnym telefonie od Chanyeola szybko wyskoczyłem z łóżka, ubrałem ciuchy, które wczoraj niedbale rzuciłem koło łóżka, ogarnąłem się z lekka. Zabrałem telefon, klucze od samochodu. Zbiegłem na dół.
- Jose wychodzę! – krzyknąłem do swojej gosposi i poszedłem do auta. Wsiadłem do niego, odpaliłem i ruszyłem z piskiem opon. Po blisko 10 minutach znalazłem się przy parku, o którym mówił Yeol. Zaparkowałem, zgasiłem auto, wysiadłem i dość szybkim tempem udałem się w miejsce wyznaczone przez Parka. Już po 300 metrach zauważyłem jego brązową czuprynę włosów, krążył wokół jednej z ławek paląc papierosa. Serce biło mi jak oszalałe. Musiało być naprawdę źle skoro wrócił do palenia. Gdy byłem już blisko niego, odchrząknąłem próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Spojrzał na mnie i wyrzucił resztę papierosa. Jego spojrzenie było pełne bólu i wściekłości. Jego wyraz twarzy był bardzo surowy.
- Myślałem, że rzuciłeś palenie jakieś 5 lat temu. – powiedziałem i podrapałem się w tył głowy. Brunet szybkim krokiem podszedł do mnie. Zaskoczony jego reakcją nawet nie zauważyłem kiedy podniósł rękę i się zamachnął, dopiero gdy poczułem ostry i przenikliwy ból w nosie zrozumiałem co się stało. Natychmiast złapałem się za obolałą część mojej twarzy.
- Złamałeś mi nos debilu. – powiedziałem patrząc na zakrwawioną dłoń.
- Zabiję cię! – krzyknął brunet i powalił mnie na ziemię. Zaczął okładać moją twarz. Czułem tylko kolejne uderzenia, starałem się zwalić go z siebie. Miałem już delikatnie ciemno przed oczami, ale udało mi się przewrócić go i przygwoździć do ziemi. Usiadłem na nim okrakiem unieruchamiając mu ręcę i nogi.
- Czego ty kurwa chcesz ode mnie? – zapytałem wściekły. Plunąłem w prawą stronę pozbywając się metalicznej krwi z ust. Brunet szarpał się wściekły.
- Złaź ze mnie! – krzyczał. To nie była by mądra decyzja z mojej strony.
- Niby po co? – zapytałem wściekły. – Po to, żebyś znowu zaczął mi twarz obijać? – warknąłem.
- Nie, chce pogadać. – powiedział zmieniając całkowicie swój ton i wyraz twarzy. 

sobota, 26 marca 2016

Rozdział 18.

*Chanyeol*
Wszystko to działo się jakby w zwolnionym tempie. Czyjś krzyk. Pisk opon. Zaledwie parę sekund zajęło mi przeciśnięcie się przez tłum ludzi. Wolałbym nie widzieć tego co zobaczyłem. Jej ciało upadające na ziemię, wzrok błagający o ratunek, jej głowa uderzająca o ziemię jak piłka kauczukowa. Dźwięk łamiących się kości, popchnąłem kilkoro ludzi, by do niej podbiec. Upadłem koło niej na kolana. Podniosłem jej głowę. Przytuliłem ją do siebie i zacząłem płakać. Ktoś krzyczał, żeby wezwać pogotowie. Nie zwróciłem nawet uwagi na to, że kierowca samochodu, który uderzył w Shus uciekł z miejsca zdarzenia. Wokół panowało straszne zamieszanie. Ludzie przekrzykiwali się wzajemnie, ktoś wszystkich uspokajał, ktoś krzyczał, że jedzie już karetka. A ja? Klęczałem z zakrwawioną Shus, trzymając jej głowę na kolanach i kołysząc się w przód i w tył i mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
- Shus. Shus, zostań ze mną. Nie odchodź, nie zostawiaj mnie. - mówiłem urywanym głosem. Płakałem jak dziecko. Bałem się, że znów ją stracę. Nie chciałem tego. Wiedziałem, że jeśli stracę ją po raz kolejny, nie będę już miał sensu życia. Nagle usłyszałem wycie karetki. Moje serce, które już i tak waliło jak oszalałe, w tym momencie chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. Nie zwracałem nawet uwagi na ból, który był coraz mocniejszy.
- Proszę pana. - usłyszałem i poczułem dłoń na swoim ramieniu. Nie podniosłem wzroku na osobę, która stała przede mną. - Proszę pana, musi pan ją puścić, abyśmy mogli zabrać ją do szpitala. - natychmiast spojrzałem na człowieka, który do mnie mówił. Był to ratownik. Kiwnąłem delikatnie i położyłem głowę Shus na ziemi najdelikatniej jak mogłem. Ratownicy od razu się nią zajęli. Kazali mi się od niej odsunąć. Nie chciałem, nie podniosłem się nawet. Ktoś starał się odciągnąć mnie na siłę, wyszarpnąłem się, ale osoba, która mną szarpnęła była bardzo uparta. Podniosła mnie i wtedy zobaczyłem kto to.
- Jest puls? - usłyszałem pytanie i od razu skierowałem swój wzrok na ratowników. Jeden z nich trzymał dwa palce na szyi Shus, tuż pod linią szczęki. Ta chwila była najdłuższą ze wszystkich w moim życiu.
- Tak jest. - odpowiedział ratownik, który klęczał przy Shus, a z mojego serca jakby spadł kamiń. - Zabieramy ją. - powiedział i delikatnie położyli Shus na noszę, które podnieśli i wprowadzili do karetki.
- Czy mogę jechać z wami? - zapytałem słabym głosem, patrząc z nadzieją na ratowników.
- A kim pan jest dla poszkodowanej? - zapytał ze współczuciem jeden z nich.
- Jestem jej chłopakiem. - powiedziałem patrząc na ziemię. Usłyszałem długi wydech.
- Niech pan wsiada. - powiedział ratownik, a ja na niego spojrzałem.
- Dziękuję. - powiedziałem i wsiadłem razem z nim do Shus.
Czekałem kilka godzin na to, aby porozmawiać z lekarzem. Poszedłem z lekarzem do gabinetu. Biel i zieleń ścian sprawiła, że musiałem usiąść z natłoku szpitalnej atmosfery. Lekarz usiadł za swoim biurkiem i rozłożył kartę pacjenta.
- Z pańską dziewczyną jest nie najlepiej. - zaczął - Część czaszki została już zrekonstruowana. 3 prawe żebra są połamane, no i dochodzi jeszcze złamanie prawej ręki i przemieszczenia miednicy.
Wpatrywałem się w lekarza i dziwiłem, że Shus przeżyła z tak wieloma obrażeniami.
- Jest przytomna ? - zapytałem. Miałem wrażenie, że przerwałem mu w najważniejszym momencie.
- Tak. - potwierdził - Podaliśmy jej silne leki uspokajające i przeciwbólowe. Jej stan jest na prawdę ciężki.
- Mogę ją zobaczyć ? - spytałem. Lekarz nie wyglądał na zadowolonego.
- To nie będzie miły widok, w okół pacjentki jest mnóstwo aparatury.
- Dam radę. - odpowiedziałem pewny siebie.
- Proszę jej nie przemęczać i nie być tam dłużej niż 5 do 10 minut, Pańska dziewczyna musi odpoczywać.
- Dobrze. - uścisnąłem dłoń lekarza i czym prędzej pobiegłem do jej sali.
Gdy tylko przekroczyłem drzwi, mój wzrok powędrował na Shus. Lekarz nie mylił się co do miłego widoku. Połowę jej ciała pokrywały bandaże, w około łóżka stało pełno ekraników, monitorujących jej stan zdrowia. Podszedłem bliżej. Jej głowa była zwrócona w stronę zasłoniętego okna. Odchrząknąłem. Jej oczy wpatrzyły się wprost we mnie. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Dziewczyna zmarszczyła brwi i czoło, wykrzywiając się.
- Kochanie. - wyszeptałem. Shus nie zareagowała.
- Kochanie ? - powtórzyła po mnie. Zdziwiłem się i podszedłem bliżej.
*Shus*
Wpatrywałam się w chłopaka, który stał już bliżej łóżka. Wysoki brunet z ciemnymi oczami. Na jego twarzy można było zauważyć zmęczenie i zdezorientowanie. Miałam wrażenie, że chłopak przyszedł tutaj z jakiegoś konkretnego powodu. Mimo tego nie mogłam rozpoznać jego twarzy. Wysiliłam się i sięgając wgłąb mojej pamięci, zaczerpnęłam głęboki oddech.
*Chanyeol*
- Jak się czujesz ?
- Kim jesteś ? - zapytała. Jej słowa odbiły się echem w mojej głowie. Moje serce zabiło mocniej, po czym mentalnie pękło.
- Shus, proszę cię, nie mów, że mnie nie pamiętasz. - poprosiłem. Chciałem myśleć, że to co powiedziała, to żart.
- Proszę, idź stąd. Nie wiem kim jesteś, a czuję się niepewnie.. - przerwała - Wyjdź.
Odwróciłem się i wyszedłem wściekły ze sali. Pojechałem do najbliższego baru i zamówiłem kilka piw. Rozpamiętywałem to do czego doszedłem zanim Shus miała ten wypadek. Jak kolejny raz ją odzyskałem i znów straciłem. Upiłem łyk z czwartego kufla. Wróciłem do samego początku. Po raz kolejny mi się nie udało. Odłożyłem pusty kufel na stolik i zataczając się wyszedłem z napełniającego się ludźmi baru. Skierowałem się w stronę parku, w którym pierwszy raz ujrzałem Shus po długim czasie. Chciałem ostatni raz powspominać to co mnie z nią łączyło.
-----------------------
edit: ffpart (link)