Przeraziłam się. Kto normalny o tej porze dobija się do czyjegoś domu, zwłaszcza jeżeli mieszka w nim samotna dziewczyna. Nakryłam kołdrę na głowę i starałam się przeczekać. Myślałam, że ten ktoś w końcu da sobie spokój i pójdzie. Niestety uderzanie w drzwi nie ustawało.
- Shanti! - usłyszałam. - Wiem, że jesteś w domu! Otwórz! - ten głos był znajomy. Wyszłam z łóżka, ale nie odzywałam się. - Shus! - ktoś za drzwiami był bardzo zdenerwowany.
- Zaraz, ja znam ten głos. - powiedziałam po cichu do siebie, podchodząc powoli do drzwi. Podeszłam delikatnie do nich, spojrzałam przez wizjer.
- Luhan! - krzyknęłam widząc zakrwawioną twarz chłopaka. Otworzyłam szybko drzwi i wpuściłam chłopaka do środka.
- Co ci się stało? - zapytałam przerażona. Złapałam go za rękę i poprowadziłam do pokoju. Posadziłam go na łóżku i kazałam czekać. Pobiegłam szybko po apteczkę. Wróciłam z nią do blondyna, wyjęłam wacik i wodę utlenioną, wylałam trochę jej na wacik i delikatnie przyłożyłam do pęknietego kącika ust.
- Sss. - zasyczał z bólu.
- Przepraszam. - powiedziałam odrywając od jego twarzy swoją rękę.
- Nic się nie stało. - powiedział starając się uśmiechnąć. - Tylko staraj się to robić delikatniej.
- Dobrze. - przytaknęłam. - Więc powiesz mi co się stało? - zapytałam.
- Sam nie wiem. - powiedział wyraźnie zmieszamy.
- Jak to? - przestałam przemywać rany, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Szedłem, żeby z tobą porozmawiać i mnie napadnięto. Nie widziałem kto to, było ciemno. Gdy już mnie zostawili w spokoju szybko przybiegłem do ciebie. - powiedział i spuścił wzrok na ziemie. Podniosłam jego głowę za podbródek, aby spojrzał mi w oczy. Patrzyliśmy tak chwilę. Luhan złapał mnie za dłoń. Przyciągnął mnie bliżej siebie. Popatrzył mi w oczy, spojrzał na moje usta. Stałam nieruchomo. Nie wiedziałam co mam zrobić. Luhan najwidoczniej za to wiedział. Delikatnie musnął moje usta swoimi. Stałam sztywno. Nie przybliżyłam się ani nie odsunęłam. Lu przyciągnął mnie jeszcze bliżej i zachłannie zaczął mnie całować. Zamknęłam oczy. Upuściłam wacik i swoje dłonie wplotła we włosy blondyna. Lu owinął moje nogi wokół swoich bioder i wstał. Delikatnie przeniósł mnie do salonu, położył mnie na sofie. Swoje nogi umieścił po obu stronach moich. Trwaliśmy w jedyn pocałunku przez jakiś czas, póki nie zabrakło nam powietrza. Luhan odsunął swoją głowę od mojej i popatrzył mi w oczy. Widziałam w nich dużo uczucia. Skierowanego do mnie. Ale jak to możliwe jeśli znamy się zaledwie kilka dni?
- Ty mnie znasz. - powiedziałam wściekła. - Wiesz kim jestem, tylko ja ciebie nie pamiętam! - krzyknęłam i zepchnęłam blondyna na ziemię. Sama szybko wstałam i odsunęłam się od niego jak najdalej mogłam.
- Shanti. Daj mi to wszystko wytłumaczyć. - powiedział Luhan wstając i wyciągając do mnie rękę.
- Nie. - powiedziałam nie patrząc na niego. Oczy miałam pełne łez, ale nie chciałam przy nim płakać. - Wyjdź stąd. - powiedziałam po cichu.
- Shus, proszę. - Luhan nadal starał się mnie uspokoić.
- Wynoś się stąd. - powiedziałam cofając się do ściany. - Nie słyszałeś? Wyjdź! - krzyknęłam. Blondyn tylko się na mnie spojrzał. Nie powiedział nic. Po prostu wyszedł z domu. Zapłakana osunęłam się po ścianię. Skulona zaczęłam płakać.
- Tak strasznie to boli, że nic nie pamiętam. - powiedziałam cała zapłakana.
*Luhan*
- Jakim cudem się domyśliła? - zapytałem sam siebie gdy wyszedłem z jej mieszkania. Stałem chwilę przed jej drzwiami. Uderzyłem w ścianę obok z całej siły jaką miałem, tylko po to, aby pozbyć się całej frustracji, która we mnie siedziała. - Jestem totalnym idiotą. - powiedziałem, a po moich policzkach ciekły łzy. Straciłem jedyną szansę na odzyskanie jej, pomyślałem. Byłem bezrdany. Nie wiedziałem co mam zarobić. Postanowiłem wrócić do domu.
- Spacer dobrze mi zrobi. - powiedziałem do siebie idąc w stronę swojego domu. Nie mieszkałem daleko, zaledwie dwie ulice dalej. Byłem już prawie przy swoim domu, gdy zauwżyłem, że ktoś kręci się koło mojej bramy.
- Hej ty. - powiedziałem zbliżając się do tajemniczej osoby. - Co tutaj robisz? - zapytałem.
- Przyszedłem z tobą porozmawiać. - powiedział nieznajomy odwracając się twrzą w moją stronę.
- To ty. - powiedziałem. Zamarłem.
*Shanti*
Obudziłam się rano na ziemii. Przypomniałam sobie wydarzenia z wczorajszej nocy. Nie byłam w stanie wstać, ale musiałam iść do pracy, jeśli nie chciałam zostać wywalona z mieszkania. Wstałam ostatnimi siłami. Poszłąm wziąć prysznic. Rozebrałam się, weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę. Była trochę za gorąca, ale nie przeszkadzało mi delikatne parzenie skóry. Gdy zaczynało już toche za mocno boleć, wyłączyłam ciepłą wodę, a włączyłam zimną. Przyjemne uczucie chłodzenia skóry delikatnie mnie rozbudziło. Gdy byłam już w zupełności obudzona, wyszłam spod prysznicu, wzięłam wcześniej przygotowane ubrania, ubrałam się, delikatnie pomalowałam, tylko po to, żeby nie było widać wyczerpania na mojej twarzy. Posprawdzałam wszystkie okna w mieszkaniu i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Gdy już dotarłm do miejsca pracy, zauważyłam, że przyszłam w samą porę, Były godziny szczytu i panował haos. Weszłam do środka, poszłam na zaplecze, zdjęłam kurtkę, założyłam fartuszek i poszłam obsługiwa klientów. Wzięłam kartki i długopis. Nie patrząc do góry obsługiwałam każdego klienta po kolei.
- W czym mogę służyć? - zapytałam gdy podszedł do mnie kolejny klient.
- Poproszę capuccino. - usłyszałam. Podniosłam wzork do góry, od razu gdy rozpoznałam ten głos.
- To ty. - powiedziałam patrząc na osobę stojącą przede mną.
U Luhana ktoś, u Shanti też ktoś, weź oddaj Channiego, bo zabrałaś niesprawiedliwie xd.
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, przeczytałam z zapartym tchem, mam tylko nadzieję, że kolejne będziesz dodawała w dzień a nie w nocy.
Ohorat <3