poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 7.

*W poprzednim rozdziale*
- Nazywam się Park Chan-Yeol. Ale mówiłaś na mnie Channie. - powiedział, a ja spojrzałam na niego.

***
Oczekiwał czegoś ode mnie. Jakby chciał, żebym rzuciła mu się na szyję i powiedziała, że go pamiętam. Niestety tak nie było. Spuściłam wzrok na ziemię.
- Ja.. Przepraszam. - powiedziałam. Wstałam i skierowałam się w stronę drzwi. Wybiegł przede mnie i zablokował mi przejście, abym nie mogła wyjść. Spojrzałam na niego. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Chanyeol. - powiedziałam. Spojrzał na mnie.
- Nie mów tak na mnie. - powiedział błagalnym tonem. - Proszę. Mów do mnie Channie, tak jak kiedyś. Potrzebuję tego. - powiedział i spuścił głowę w dół. Chciałam powiedzieć do niego, że wszystko będzie dobrze, ale wiedziałam, że tak nie będzie. Nie chciałam go oszukiwać, że go pamiętam.
- Posłuchaj mnie. - powiedziałam łapiąc go delikatnie za dłoń. Nadal na mnie nie patrzył. - Spójrz na mnie. - powiedziałam delikatnie. Chłopak spojrzał na mnie. Zauważyłam na jego policzkach łzy. Delikatnie starłam mu je. - Nie pamiętam cię. - chłopak zamknął oczy. Przyłożyłam swoją dłoń do jego policzku. Otworzył oczy. - Ale postaram sobie przypomnieć. - na jego twarzy zawitał smutny uśmiech. - Wydajesz się znajomy. Ale to tyle co mogę na tą chwilę powiedzieć. - powiedziałam. Brunet mnie przytulił. Czułam jego ciepły oddech na swoich włosach. W jego ramionach czułam się tak jakbym była na właściwym miejscu.
- Chodź usiądziemy. - powiedział nie wypuszczając mnie. Czułam bijącą od niego potrzebe bycia blisko mnie. Odsunął się ode mnie na odległość ramion. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Jesteś nadal tak samo piękna. Nic się nie zmieniłaś. - uśmiechnęłam się, delikatnie się rumieniąc.
- Dziękuję. - powiedziałam patrząc na ziemię. Złapał mnie za podbródek zmuszając delikatnie bym spojrzała mu w oczy. Myślałam, że chce mnie pocałowałać w usta, ale on tylko delikatnie pocałował mnie w czoło. Objął mnie ramieniem i poprowadził z powrotem na sofę. Usiedliśmy obok siebie. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Objął mnie jeszcze bardziej. Siedzieliśmy tak w zupełnej ciszy. Nie miałam żadnej ochoty ruszać się stąd. Było mi tu tak dobrze. Czułam się taka bezpieczna.
- Dlaczego wtedy na ławce od razu nie powiedziałeś, że mnie znasz? - zapytałam przerywając ciszę, ale nie patrząc na niego.

*Kai*
Próbowałem dodzwonić się do Shus, ale bezskutecznie. Miała wyłączony telefon. Postanowiłem pójść do niej. Gdy wchodziłem po schodach na piętro, na którym znajdowało się jej mieszkanie zobaczyłem, że ktoś stoi pod jej drzwiami i dobija się do drzwi.
- Hej! - zawołałem. Wtedy zobaczyłem, że był to Luhan. - Co ty tutaj robisz? - zapytałem.
- Shus nie odbiera ode mnie telefonu. W domu też jej nie ma. Stoję tu od 15 minut i nikt nie otwiera. Martwię się o nią. - powiedział zmartwiony blondyn.
- Mam to samo. - powiedziałem. - Po wczorajszej kłotni nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. Chciałem z nią porozmawiać i wyjaśnić wszystko, ale kompletna cisza. - załamany złapałem się za głowę. - Co ja narobiłem. - wściekły kopnąłem ścianę.
- Ej, stary. Uspokój się. - powiedział Luhan kładąc mi na ramię dłoń. Spojrzałem na niego. Uspokoiłem się trochę.
- Jak myślisz, gdzie ona może być? - blondyn puścił moje ramię.
- Nie mam zielonego pojęcia. - powiedział. - Masz jakiś pomysł kogo możemy się zapytać o nią? - spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
- Tak właściwie to znam taką osobę. - powiedziałem i złapałem go za przedramię ciagnąc za sobą. Udaliśmy się do miejsca, gdzie o Shus mogliśmy dowiedzieć się wszystkiego.

*Shus*
- Odpowiesz mi? - zapytałam teraz patrząc na bruneta. Nie spojrzał na mnie nawet na chwilę. Chłopak wziął głęboki wdech.
- Nie chciałem cię wystraszyć. Mogłaś pomyśleć przecież, że jestem jakimś wariatem, a tego nie chciałem. - powiedział patrząc przed siebie. - Nawet sobie nie wyobrażasz jaki to ból patrzeć na ciebie i widzieć, że jestem dla ciebie kompletnie obcą osobą. - powiedział, odwracając wzrok na okno. Posmutniałam.
- To pomyśl jak ja się czuję gdy nie poznaję nikogo. - powiedziałam po cichu patrząc na ziemię. Po moich policzkach popłynęły łzy. - Mam już dość tego Chanyeol, po prostu mam dość. - powiedziałam płacząc. - Nie chce już dłużej takiego życia. Wiesz jaki to ból patrzeć na ludzi, z którymi wiele mnie łączyło, ale dla mnie są zupełnie obcymi osobami? Nie potrafię już dłużej tego znieść. - zanosiłam się płaczem. Starałam się uspokoić, ale dla mnie to wszystko było już za dużo. Ten cały ból pęknął jak bańka mydlana. Wydostawał się ze mnie z każdą minutą coraz bardziej. Chan przytulił mnie. Objął mnie całą. Skuliłam nogi pod siebie wtulając się w niego jak najbardziej mogłam. Płakałam w jego swetr.
- Cii.. No już, wypłacz się. - powiedział cichym i delikatnym głosem, głaszcząc mnie po włosach. - Przepraszam cię. Nie chciałem cię urazić. Nie chciałem cię zranić. Przepraszam. - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Poczułam jak jego łzy skapują mi na włosy. Uspokoiłam się już trochę. Wzięłam głęboki wdech, aby uspokoić się do końca. Spojrzałam na niego.
- Pomóż mi wszystko sobie przypomnieć. - powiedziałam błagalnym tonem. - Proszę.

1 komentarz:

  1. Oddaj Channie. Albo chociaż do niego Channie nie mów, lol.
    Sisi gdzie ?
    Czekam na następny, OHORAT <3

    OdpowiedzUsuń